Współczesna kreacja - o przebudowie siedziby Fundacji Galerii Foksal Krzysztof Mycielski
Warszawscy apologeci modernizmu chwalą stolicę PRL-u za jej wizualną spójność. Być może była ona konsekwentnym dziełem, przyozdobionym utrwalonymi na sugestywnych, monochromatycznych fotografiach ikonami dizajnu. Ale zanim osiągnęła sferę wirtualnego mitu, dla wielu ludzi stała się realnym doświadczeniem. Wciąż pamiętam to pozbawione żywotności depresyjne miasto. Szwajcarzy pokazali, jak można dziś twórczo przeinterpretować jego architekturę, opierając się na dawno zapomnianych wartościach. Piękna siedziba nowej galerii sztuki to poemat o polskiej standaryzacji przemienionej w dzieło sztuki – pisze architekt i krytyk architektury Krzysztof Mycielski.
Stołeczny socmodernizm doczekał się wreszcie rozgrzeszenia, chociaż niektórzy jego doktrynerscy wielbiciele traktują przebudowę autorstwa szwajcarskich projektantów w kategoriach kolejnej profanacji cennego obiektu z czasów gomułkowskich. Paradoks ich krytyki polega na tym, iż to właśnie Szwajcarzy jako pierwsi zaczęli traktować architektoniczne dziedzictwo powojennej Warszawy niczym unikatowe źródło inspiracji. Obrazowo opisuje to wydana niedawno w formie albumu rozmowa Jana Strumiłło z Christianem Kerezem. Nowa siedziba Fundacji Galerii Foksal mogłaby służyć za jej ilustrację.
Autorem budynku poddanego przebudowie był zmarły niedawno Leszek Klajnert – nietuzinkowy rzemieślnik powojennej architektury Warszawy. Chociaż obiekt wykonany w żelbetowej konstrukcji ramowej był klasyczną plombą, wpisywał się w konwencję charakterystycznych stołecznych pawilonów o lekkich ścianach osłonowych ze szkła i stalowych dwuteowników. Członkowie fundacji rozważali nawet rewaloryzację budynku, ale pogodzenie filigranowej stylistyki takich domów z dzisiejszymi standardami, na przykład w zakresie energooszczędności, jest zadaniem karkołomnym. W zamian zaoferowali współczesną kreację autorstwa architekta Rogera Dienera nawiązującą do nastroju dawnego budynku.