Biblioteka na Koszykowej w Warszawie
Przekrywając dziedzińce między zabytkowym gmachem z początku XX wieku a skrzydłem wybudowanym w latach 70. architekci wykreowali atmosferę eklektycznego miasta, przywracając temu miejscu utracony genius loci – pisze Krzysztof Mycielski.
Niejednoznaczna przestrzennie Warszawa jest miastem wielu tożsamości. Na jej dzisiejszy nastrój pracują dziesiątki rozrzuconych na mapie atrakcyjnych miejsc tworzących własny mikrokosmos. Na przykład południowa część Śródmieścia to enklawa z belle époque. Przecinająca ją ulica Koszykowa, choć w czasie wojny i po niej pozbawiona większości eklektycznych kamienic i rozerwana socrealistycznym placem Konstytucji, zachowała wiele ze skali i nastroju sprzed stu laty. Kluczowym miejscem był tu niegdyś klasycystyczny gmach biblioteki publicznej wzniesiony na początku ubiegłego stulecia przez rodzinę Kierbedziów. Przetrwał wojnę, ale w latach 50. zdominowany został przez nową zabudowę. Dwadzieścia lat później powiększono go o modernistyczne skrzydło, które przejęło większość funkcji, włącznie z głównym wejściem na teren zespołu. Zapewne niektórzy użytkownicy, ci mniej uważni, korzystając z biblioteki w minionych czterech dekadach, w ogóle nie zorientowali się, iż stary gmach jest jej istotną częścią. Gdy na początku obecnego wieku otwarto na Powiślu bibliotekę uniwersytecką, zaś na Polach Mokotowskich ukończono przestronny budynek Biblioteki Narodowej, czytelnie na Koszykowej, niegdyś nowoczesne, straciły na znaczeniu.
Prace modernizacyjne rozpoczęto skromnie od konkursu na zadaszenie dziedzińca historycznego obiektu, który w 2006 roku wygrało biuro Bulanda, Mucha Architekci. Plany inwestora zaczęły rozrastać się wraz z pracami nad projektem, gdy architekci zaprezentowali faktyczny potencjał kompleksu. Ostatecznie modernistyczna „maszyna do czytania” na powrót zmieniła się w nobliwy punkt miasta o odzyskanym genius loci. Realizację można porównać z rozbudową poznańskiej Biblioteki Raczyńskich autorstwa Jemsów. W obu przypadkach kontekst stanowiły klasycyzujące gmachy z palladiańsko podkreślonym piano nobile. Zarówno w Warszawie, jak i w Poznaniu architekci starali się eksponować historyczne detale oraz pokornie kontynuować zastane podziały. Ale tu analogie się kończą. Jemsi, interpretując historię, zaprojektowali obok zabytkowego gmachu nowy budynek o klarownej i konsekwentnej strukturze przestrzennej. Andrzej Bulanda i Włodzimierz Mucha musieli zaś działać w zastanej materii, pracowicie wyzyskując z niej istotne nastroje, w większym stopniu zdani na intuicję. Zmodernizowane wnętrze warszawskiej biblioteki stanowi dziś zlepek czytelni i przestrzeni publicznych, przywołujący XIX-wieczną miejską tkankę uszytą z otoczonych oficynami podwórek studni. Na pierwszy rzut oka funkcjonalny układ pomieszczeń wydaje się przypadkowy. Tak nie jest, chociaż właśnie w braku strukturalności tkwi urok tego miejsca.