Rozmowa z Markiem Wawrzyniakiem
Powinniśmy zweryfikować nasze podejście do przestrzeni miejskiej. Wierzę, że ludzie mogą kreować razem miasto – o prowadzeniu rodzinnej firmy, zrównoważonej architekturze i walce z dominacją samochodów osobowych w centrach miast z Markiem Wawrzyniakiem rozmawia Maja Mozga-Górecka.
W Rybniku jest Pan uważany za nadwornego architekta byłego prezydenta Adama Fudalego.
Taką łatkę mi przyklejono. Kilkanaście lat jako nadworny architekt. W podtekście są wtedy zawsze jakieś uwikłania. A może dostawaliśmy zlecenia ze względu na jakość naszych projektów? Zaledwie 10-15% z nich powstało dla władz Rybnika, inne dla władz Jastrzębia Zdrój czy Żor. Nawet chciałbym być nadwornym architektem, nie musiałbym się wtedy martwić o zlecenia. Franta i Buszko to byli nadworni architekci Jerzego Ziętka, komunistycznego bonzy, a ile dobrych budynków postawili.
Co Pana łączy z cystersami? Praktyka ubóstwa, surowość obyczajów? Zainspirowali Pana do postawienia domu.
Niewiele poza tym, że w regionie mamy cysterskie kompozycje krajobrazowe. Nie uważam się za mnicha. Lubię żyć. Cystersi budowali z tego, co dawała im ziemia. Dzisiejsza łatwość, z jaką architekt może sięgnąć np. po bazalt brazylijski, uważam za swoiste obciążenie. Architektura powstała z rodzimych zasobów wydaje się bardziej naturalna. Spędzam dużo czasu na miejscu przyszłej budowy, jak Russell Crowe w Gladiatorze smakuję ziemię przed walką. Kiedy wszedłem na działkę w Rudach, zobaczyłem dużo gliny, ciężką glebę. W Rudach stoi wiele budynków z cegły. A jeszcze przypadkiem odkryliśmy przepiękną starą cegielnię, w której wytwarzano cegły tradycyjnymi metodami. I to była moja odpowiedź. W Rybniku i Koszalinie zaprojektował Pan modernizację