Filip Springer, Księga zachwytów
Główną treścią książki są tytułowe zachwyty, przyprawione czasem osobistą refleksją krytyczną autora, nad około setką dzieł pogrupowanych według regionów. Wydanie Księgi zelektryzowało nasz architektoniczny światek, podobnie jak ukazanie się trzy lata temu Lukru i mięsa. Chwalimy się między kolegami liczbą rekordów – „zachwytów Springera” – recenzja Grzegorza Stiasnego.
Książki Filipa Springera w ciągu ostatnich lat przebojowo wdarły się do świata architektury i literatury. W zbiorze esejów literaturoznawcy profesora Ryszarda Koziołka Dobrze się myśli literaturą (Wydawnictwo Czarne 2016), oprócz rozważań o prozie Pilcha i Stasiuka, znajdziemy także rozdział poświęcony twórczości autora Księgi zachwytów. Przy tej okazji profesor dzieli się z czytelnikami ciekawą refleksją o twórcach architektury. Dostrzega w oczach architektów chroniczną melancholię i z erudycją wiąże ją ze świadomością straty, jaką muszą odczuwać autorzy budynków przekazując swoje dzieła we władanie użytkowników.
Choć ja sam, będąc architektem, mam inne wyjaśnienie tego spostrzeżenia, to faktycznie zbudowane dzieło żyje własnym życiem, a po kilku dziesięcioleciach najczęściej jest palimpsestem zapisywanym nowymi pomysłami. Autor pozostaje w pamięci, gdy wspomniał o nim – zachwycając się jego dziełem – inny autor, na przykład Filip Springer. Twórca Księgi zachwytów musiał odczuwać podobną architektom melancholię, bo jego dotychczasowe książki, poświęcone krajowym problemom architektonicznym, dawały pesymistyczny obraz rzeczywistości. W 2013 roku, po publikacji zbioru Wanna z kolumnadą. R