Szymon Piotr Kubiak, Modernizm zapoznany. Architektura Poznania 1919-1939
Książkowa narracja, przebiegająca od architektury monumentalnej do dzieł o małej skali, została doprowadzona do warstwy, o której nie pisze się często. Autor uznał za istotną prezentację obiektów mówiących wiele o lokalnej polityce społecznej – kolonii dla bezdomnych i przytulisk z ich funkcjonalnymi rozwiązaniami bliskimi duchem warszawskiej wystawie Tani Dom Własny – recenzja Hanny Faryny-Paszkiewicz.
Poznań długo czekał na architektoniczną monografię dwudziestoletniej, znamiennej dla jego kształtu historii. Czas zamknięty dwiema wojnami światowymi i w tym mieście wyznaczył ważną, choć krótką epokę – wyjście z zależności od wpływów architektury pruskiej, próby określenia się w poszukiwaniu stylu narodowego, po szerokie spektrum realizacji funkcjonalnych. Jak dziś już wiemy, wszystkie te aspekty pozostawały w korelacji z niezwykłą miejską inwestycją – zabudową terenów Powszechnej Wystawy Krajowej. Wielkie zamierzenie wystawiennicze stało się, nolens volens, wyznacznikiem nowoczesności. Czytając książkę Szymona Piotra Kubiaka, można odnieść wrażenie, że ważne dla Poznania obiekty powstały właśnie w dwudziestoleciu – jakby odzyskanie niepodległości wykazało tak głębokie braki w tkance miasta, że postanowiono zorganizować je od nowa. A tu stopień nowoczesności zależał od stopnia ważności. Wobec tego Izbę Skarbową czy Miejskie Zakłady Światła i Wody budowano jeszcze w duchu modernizmu z początku wieku, oglądając się na konotacje historyczne. Taka też miała być niezwykła Centralna Hala Żywnościowa – monumentalna, z kopułą przypominającą raczej gmach parlamentu. Ówcześni decydenci w poznańskim ratuszu zapewne chętnie pozostaliby przy zachowawczych formach, gdyby nie dwa wydarzenia: wspomniana organizacja terenów PWK (1929) i pokłosie konkursu na siedzibę PKO (1934). Literatura dotycząca PWK jest chyba wyczerpana, natomiast nieco zapomniana batalia o kształt gmachu PKO pokazuje, jak daleko sięgała myśl młodych architektów, którzy wzięli udział konkursie. I chyba nie będzie wielką przesadą stwierdzenie, że kilka nadesłanych wtedy projektów mogłoby mierzyć się ze współczesnymi nam rozwiązaniami. Autor podjął także próbę przypomnienia licznych mniejszych skalą miejskich obiektów, które, choćby z perspektywy chodnika, wskazywały na nowe oblicze miasta. Witryny biur, przedstawicielstw czy sklepowe wystawy, których zdjęcia udało się odnaleźć w prasie lokalnej, przypominają warszawskie realizacje Edwarda Ebera i Jacka Rotmila.