Rozmowa z Mirosławem Nizio, autorem parku rekreacyjnego Zoom Natury
Architekt musi umieć wyłapać atuty miejsca, dostrzec wartości, których nie widzą miejscowi – o doświadczeniach pracy w Nowym Jorku, wrogości do multimediów w przestrzeni ekspozycyjnej oraz współpracy z z socjologami i animatorami z Mirosławem Nizio rozmawia Maja Mozga-Górecka.
Jak wyglądały Pana początki w Nowym Jorku?
Trafiłem tam po trzecim roku studiów na ASP, jeszcze przed przemianami 1989 roku. Pojechałem głównie w celach edukacyjnych. Wielu Polaków szukało wtedy w Nowym Jorku wolności i wyzwań. Chciałem zostać pół roku. Miałem za sobą doświadczenie pracy rzemieślnika w warsztacie stolarskim ojca, zająłem się więc i tam pracą artysty-rzeźbiarza, renowacją antyków, półdosłownym kopiowaniem mebli z XVIII i XIX wieku, współpracowałem jako konserwator z MET. To pozwoliło mi przetrwać i opłacić studia w Fashion Institute of Technology. Potem pracowałem w firmie projektującej wnętrza luksusowych butików, a po trzech latach, na podstawie teczki ze szkicami na kalce, zostałem przyjęty w SCR Designs & Associates International. SCR specjalizowało się w projektach wnętrz biurowych dla instytucji finansowych – to były modne industrialne przestrzenie. W 1996 roku założyłem własną pracownię, zajmując się z grubsza tym samym.
Dlaczego wrócił Pan do Polski?
Najpierw przyjechałem na urlop. Szukałem możliwości pracy, bezskutecznie. Więc spakowałem walizki i z biletem powrotnym w ręce piłem porto na pożegnanie z przyjaciółmi. Wtedy zadzwonił inwestor. Zostałem, żeby zaprojektować dla niego klasycyzującą willę w Wilanowie. Po zamachu na WTC wstrzymane zostały inwestycje na Wall Street, które przygotowywałem. A w Polsce miałem kolejne zlecenia. Powrót przypieczętowała wygrana w konkursie na ekspozycję Muzeum Powstania Warszawskiego. Pracowałem jeszcze przy Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie, to doświadczenie ukierunkowało moje zainteresowania.