Sto lat samotności
Sięgam po Marqueza w chwilach, kiedy już nie mogę znieść społeczeństwa z jego wiecznie zaciśniętymi zębami. Zawiścią wobec każdego, nienawiścią do wszystkiego, co lepsze, piękniejsze lub po prostu inne. Bo Sto lat samotności to przecudowna opowieść o witalności i radości. O wiecznym przyzwoleniu dla niefrasobliwości i bezustannej bezsensowności działań podejmowanych przez mężczyzn. Ale też o niezwykłym cieple i matczynej wyrozumiałości kobiet – recenzja Marka Janiaka.
Sto lat samotności, klasyka literatury uświęcona Nagrodą Nobla, nie wymaga rekomendacji. Książkę polecam jako odtrutkę na dosyć trudne i znerwicowane czasy, w których się znaleźliśmy. Sięgam po Marqueza w chwilach, kiedy już nie mogę znieść społeczeństwa z jego wiecznie zaciśniętymi zębami. Zawiścią wobec każdego, nienawiścią do wszystkiego, co lepsze, piękniejsze lub po prostu inne. Społeczeństwa, które czasem sprawia wrażenie, że wiecznie jest takie, jak je opisał inny wielki autor, w równie cudownej książce – Władysław Reymont w Chłopach. Polacy jako wiejska społeczność, której nadrzędną cechą jest umęczenie życiem i nienawiść do wszystkiego, co jest radością i rozkoszą.