Marta Sękulska-Wrońska
Wystawa światowa to jest czas, gdy można zwrócić uwagę na daną technologię, edukować opinię publiczną, poszerzać horyzonty. O Expo 2020 w Dubaju oraz projekcie polskiego pawilonu autorstwa pracowni WXCA z Martą Sękulską-Wrońską rozmawia Maja Mozga-Górecka.
Expo w Dubaju jest nazywane najbardziej zrównoważonym z dotychczasowych. Czy drewno użyte do wykonania polskiego pawilonu będzie można powtórnie wykorzystać? Jaki jest ślad węglowy tego budynku?
Pierwotna koncepcja była taka, że po zakończeniu Expo budynek zostanie rozmontowany, a potem złożony ponownie w Polsce – albo w całości, albo w postaci mniejszych pawilonów, które mogłyby stanąć na terenach szkolnych i promować rozwój zrównoważony. Powtórne wykorzystanie prefabrykowanych modułów drewnianych składających się na ten budynek miało pokazać Polskę jako kraj rozsądnie gospodarujący zasobami. Niestety, właśnie tej części naszej autorskiej idei nie udało się zrealizować. Zamiast kasetonowego stropu drewnianego w pawilonie jest strop żelbetowy, a ta zmiana pociągnęła za sobą wiele kolejnych. Zrealizowano nie tyle najlepsze rozwiązanie, co najszybsze we wdrożeniu. Nie znaleźliśmy sposobu, by temu zapobiec. Na etapie wykonania obiektu były duże opóźnienia i w odpowiedzi na nasz brak zgody powołano się na argument czasu. W narracji ekspozycji usunięto rozdział o zrównoważonym budownictwie.
W naszym odczuciu to zmarnowana szansa na szerzenie świadomości dobrych praktyk w sektorze, który jest odpowiedzialny za blisko 40% emisji dwutlenku węgla w Polsce i podobnie na świecie. Nikt też chyba nie zadał sobie trudu, by policzyć ślad węglowy budynku; nie wymagano tego od nas i nie dalibyśmy rady tego zrobić przy tej formule zamówień publicznych, braku przejrzystości i ciągłości.
Stosując drewno jako materiał budowlany, chcieliśmy zwrócić uwagę świata na tę technologię. Jako projektanci bardzo wiele pracy włożyliśmy w uzyskanie wymaganych pozwoleń od organizatora Expo, bo przepisy w Dubaju nie przewidywały takich rozwiązań. Na pewnym etapie potrzebne nawet było wsparcie dyplomatyczne, gdyż wymagano od nas bardzo kosztownych badań i certyfikatów. Budynek miał promować modułowe budownictwo drewniane. W Polsce bardzo dużo się takich modułowych systemów produkuje, ministrowie na konferencjach narzekają, że tylko 2% produkcji zostaje w kraju. Wniosek? Jest ona doceniana na świecie, a u nas ciągle nie.
Czy formuła Expo polegająca na stawianiu tymczasowych pawilonów za – w wypadku obiektu polskiego – 30 mln złotych może być w ogóle zrównoważona?
Mocno się nad tym zastanawialiśmy. Wystawa światowa to jest czas, gdy można zwrócić uwagę na daną technologię, edukować opinię publiczną, poszerzać horyzonty – tak powstała wieża Eiffla, którą zna każde dziecko w każdym kraju. My chcieliśmy, by polski pawilon miał życie po życiu. Tym bardziej nam szkoda tej zaproponowanej idei.
Organizator wystawy podkreślał jej sustainability na każdym kroku. Wymagano na przykład, żebyśmy po rozebraniu pawilonu pozostawili działkę w nienaruszonym stanie. W miejscu Expo ma powstać nowa wielofunkcyjna dzielnica – tym uzasadniano budowę całej potrzebnej infrastruktury. Pamiętamy wystawy w Hiszpanii czy Francji, które po zakończeniu wydarzenia latami straszyły opustoszałymi obiektami. W Dubaju miało więc być racjonalnie i na dłużej niż na pół roku. Ale czy życie w Dubaju należy do racjonalnych? Nasz partner lokalny, z którym zobaczyliśmy się pierwszy raz na żywo przy okazji otwarcia pawilonu, powiedział, że wyszedł tego dnia z domu pierwszy raz od pół roku. Sześć miesięcy spędził wyłącznie w klimatyzowanych pomieszczeniach. Tam już tego ciepła jest po prostu za dużo, z tego też powodu na czas Expo wybrano zimowe miesiące.
Realizują Państwo na Polu Mokotowskim projekt rewitalizacji parku. Jak według Pani powinna w czasach kryzysu klimatycznego wyglądać relacja dwóch dziedzin: architektury i architektury krajobrazu?
Siłą tej naszej zwycięskiej koncepcji jest naturalizacja, czyli zamiast znaczących zmian – wzmacnianie elementów, które już są na tym obszarze, oraz harmonijne współistnienie przyrody i człowieka. Mamy dziś silny trend, zgodnie z którym lepiej mieć w mieście łąkę niż wystrzyżony trawnik. Z drugiej strony architektura to też krajobraz, tylko przetworzony przez człowieka. Współpraca tych dziedzin wydaje mi się więc bardzo naturalna, choć nie ma jednego przepisu na sukces. W parku to krajobraz będzie dominował, a architektura będzie tylko składnikiem wspierającym. W obszarze śródmiejskim nie oczekiwałabym z kolei, że inwestor zrezygnuje z połowy działki, by sadzić tam zieleń.
Projekt, który realizujemy na placu Pięciu Rogów, czyli w ścisłym centrum stolicy, wymagał zagregowania potężnych potoków ludzkich. To będzie plac miejski służący w dużej mierze do przemieszczania się. Gdyby powierzchnia biologicznie czynna była tam większa, zostałaby zadeptana. I tak spotkaliśmy się z bardzo silnymi naciskami – żądano usunięcia drzew.
Nie ma więc listy jednoznacznie dobrych rozwiązań przeznaczonych do implementacji. Potrzebna jest wrażliwość twórcy i element kunsztu projektowego, by dobrać odpowiednie proporcje.