Aleksandra Wasilkowska
W architekturze interesują mnie osobliwości i dziwactwa. Takim miejscem są dla mnie bazary, które rodzą się z chaosu życia codziennego. O realizacji Targowiska Bakalarska, a także innych projektach pracowni Aleksandra Wasilkowska Architecture Studio z Aleksandrą Wasilkowską rozmawia Maja Mozga-Górecka.
Uporządkowana przez Panią przestrzeń fragmentu bazaru przy Bakalarskiej powoli ulega oddolnym działaniom kupców. Czy żywioł w końcu wyprze porządek i jak reaguje Pani na taką utratę kontroli?
Teoretycznie zawsze wierzyłam w oddolną energię i uważam, że w ramach rewitalizacji należy unikać nadmiernego porządkowania. Jednocześnie zależy mi, by to, co projektuję, było interesujące formalnie, i cierpię, gdy widzę, jak mój projekt jest przez kupców przerabiany, jak elewacja z blachy falistej zmienia co chwilę kształt i znika pod naporem dobudówek i reklam.
Ciekawe jest dla mnie, jak po 15 latach zajmowania się bazarami w teorii teraz targuję się z rzeczywistością w praktyce. Zawsze mówiłam sobie, że jako architektka muszę umieć się wycofać, ale w praktyce nie jestem zawsze konsekwentna i cały czas nakłaniam kupców do porządku. To są nieustające negocjacje, w których proszę o powieszenie szyldów zgodnie z detalami wykonawczymi, ale kupcy przypominają mi, że Targowisko Bakalarska to nie Hala Koszyki ani Zieleniak, że tu budżet jest wielokrotnie niższy, że nie stać ich na designerskie meble i parasole i że to oni najlepiej wiedzą, co służy bazarowi. Trudno mi się z tym nie zgodzić.
Na elewacji wprowadziłam zasadę kompozycyjną, że na wysokości 2 m jest daszek, powyżej którego nie można wieszać reklam, a poniżej panuje całkowita swoboda. Udało się ten rygor utrzymać przez kilka lat, ale nowi najemcy już go nie przestrzegają. Czasami szantażuję kupców, że zgodzę się na jakieś ustępstwo w projekcie, jeśli zdejmą z nowej elewacji wielki baner reklamowy albo usuną pety z doniczek.
W naszym nieustannym ścieraniu się jest dużo humoru i wzajemnego szacunku. Kupcy chyba doceniają to, że jestem bazarową aktywistką i że moja praca wynika z miłości do targowisk. Ja też bardzo dużo się od nich uczę. Bakalarska to 25 różnych narodowości i w pewnym sensie jest to Warszawa przyszłości, kolorowa wieża Babel – są tu Wietnamczycy, Ukraińcy, Nigeryjczycy, Ormianie, Kameruńczycy, Chińczycy, Jamajczycy. Jedna z doradczyń kupców określa się jako wiedźma i potrafi zmienić datę rozpoczęcia budowy, by trafić na sprzyjająca koniunkcję, np. Wenus z Saturnem. Musiałam przerysowywać halę targową, by wymiary attyki nie kończyły się 2 czy 4, bo to cyfry w Azji symbolizujące śmierć. Wszystkie azjatyckie miasta projektowane są zgodnie z prawami astrologii elekcyjnej. Ten proces jest dla mnie nieustającą podróżą, w której wciąż się uczę i dziwię.