Zawód Architektka: Ewa Pruszewicz-Sipińska
Studenci są bardziej świadomi tego, co rysują. Dziś praca w biurze architektonicznym podejmowana równolegle ze studiami na drugim stopniu to standard – z prof. Ewą Pruszewicz-Sipińską rozmawia Maja Mozga-Górecka.
W ciągu ostatnich kilkunastu lat była Pani Dziekan promotorem ponad 200 prac dyplomowych. Pojawiają się głosy, że poziom tych prac z roku na rok się obniża, bo studenci większą wagę przywiązują do pracy zawodowej niż do edukacji. Jak Pani to ocenia?
Przeciwnie, studenci są bardziej świadomi tego, co rysują. Dziś praca w biurze architektonicznym podejmowana równolegle ze studiami na drugim stopniu to standard. I w mojej ocenie ten kontakt z praktyką nie szkodzi jakości dyplomów. Studenci chętnie, coraz bardziej świadomie włączają nowe technologie. Od kiedy pełnię funkcję dziekana, poszerzyliśmy zakres przedmiotów związanych z projektami konstrukcji i instalacji budynków. Mamy świetnych wykładowców-praktyków, którzy na co dzień współpracują przy projektach i realizacjach. Nasi studenci, kończąc pierwszy stopień, mają zdecydowanie większą wiedzę na temat konkretnych aspektów uprawiania zawodu. Jeżeli toczy się jakaś dyskusja na temat niższego poziomu prac dyplomowych, to zapewne jest to skutek pandemii i prowadzenia prac w sposób zdalny. To tylko potwierdza praktyczny aspekt naszej pracy oraz wagę prowadzenia zajęć w bezpośrednim kontakcie.
Czy zajęci pracą i nauką studenci mają czas na dyskusje o wartościach? Daje się na Pani wydziale zauważyć jakiś międzypokoleniowy spór w tym zakresie?
Bez wątpienia są bardzo uwrażliwieni na błędy popełniane przez poprzednie pokolenia, w tym moje. Bardzo świadomie podchodzą do ochrony środowiska i traktują te kwestie jako ważny element odpowiedzialności zawodowej. Studentów interesują budynki zeroenergetyczne i zasada projektowa never too small, która byłaby w Polsce odtrutką na czasy marnotrawienia przestrzeni. Po przemianach ustrojowych zachłysnęliśmy się wolnością, co skutkowało domami budowanymi na wyrost, olbrzymimi holami, reprezentacyjnymi klatkami schodowymi itp. Dziś rzeczywistość brutalnie takie podejście weryfikuje, a koszty eksploatacji całkowicie podważają jego sens. Studenci dobrze to wyczuwają. Mają też na pewno dużą łatwość wyłapywania wszelkiej hipokryzji czy haseł bez pokrycia w rzeczywistości. Patrząc na prace dyplomowe, które przeszły przez moje ręce, w podejmowanych tematach widzę też zainteresowanie problemami społecznymi. Pojawia się tematyka zdrowotna, co jest zrozumiałe, bo to także moja pasja projektowa i badawcza, a więc szpitale, ośrodki rehabilitacyjne, wypoczynkowe, terapeutyczne, w tym także te związane ze zdrowiem psychicznym, co cieszy, bo oznacza rosnącą świadomość społeczną w tym obszarze. Studenci uczestniczą też w konkursach promujących architekturę społecznie zaangażowaną – ostatnio przedmiotem takiego konkursu był projekt na centrum wspierania kobiet w Sudanie, ale to może być też np. budownictwo dla uchodźców. Chociaż, o ile ten trend jest widoczny w ich zainteresowaniach, o tyle skala nie daje satysfakcji. Chciałoby się, żeby angażowali się bardziej.