Młodzi do Łodzi: prezentacja lidera Łukasza Harata
O tym, jak działać w przestrzeni publicznej, o aktywizmie miejskim, a także o studiach doktoranckich na wydziałach architektury rozmawiamy z Łukaszem Haratem.
Rozmawiamy, bo jesteś jednym z liderów organizowanego przez „Architekturę-murator” spotkania młodych architektów Młodzi do Łodzi. Jak byś się określił – jako architekta, urbanistę, socjologa, aktywistę, youtubera, a może jeszcze inaczej?
Jest to trudne, przedstawiałem się różnie w zależności od okresu w życiu. Zawsze byłem bliżej urbanistyki, więc mówiłem o sobie urbanista, socjourbanista, potem doszedł czynnik aktywistyczny, więc aktysocjourbanista. Na pewno nie architekt, bardziej aktywista miejski. Nie czuję się do końca architektem, chociaż mam narzędzia, żeby projektować.
Teraz głównie prowadzisz podcasty, do których zapraszasz różne osoby, mniej lub bardziej związane z architekturą i miastem, czyli Miastoczytanie, MIASTORANEK i Pobudki. Wcześniej robiłeś dużo różnych rzeczy. Jak to się stało, że jesteś tu, gdzie jesteś?
Dalej robię różne rzeczy. Te, o których powiedziałaś, są po prostu bardziej widoczne w sieci. Zacznę może od tego, jak jest obecnie. Podcasty rozwinęły się, gdy zaczęła się pandemia i trzeba było działania antyRAMy przenieść do internetu. Siedzieliśmy zamknięci w swoich domach i bardzo potrzebowaliśmy rozmów i konfrontowania swoich idei z cudzymi, czasami wyciągania na światło dzienne rzeczy, które nie są do końca fajne. Ten pomysł rozwinął się naturalnie jako kontynuacja naszych różnych działań kulturotwórczych. Robię to na pewno dla siebie i dla innych. Nie będę mówić teraz o osobistych pobudkach. Skupmy się na tych innych – chcę, żeby ludzie mogli wyrobić sobie swoje zdanie w kontekście wydarzeń, działań miejskich czy architektonicznych. Bardzo często takiej możliwości po prostu nie mamy, powielamy opinie innych. Umiejętne zadawanie pytań może być narzędziem do zmiany w tym zakresie. Wydaje mi się, że zawsze zmierzałem bardziej w kierunku uczestnictwa w kulturze – czy to architektonicznej, czy miejskiej. W zasadzie od czasu studiów. AntyRAMA tak naprawdę powstała jako koło naukowe, kiedy byłem na przełomie pierwszego i drugiego roku studiów na Wydziale Architektury Politechniki Śląskiej. Bardzo szybko zaczęliśmy szukać różnych partnerstw na innych wydziałach, niekoniecznie politechnicznych, głównie humanistyczno-społecznych. Były to gospodarka przestrzenna, socjologia czy kierunki prowadzone na ASP. Po latach antyRAMA przerodziła się w fundację. Już na początkach swojej edukacji spędzałem dużo czasu w interdyscyplinarnym środowisku, które pokazywało mi moje braki. Uwielbiam, jak ktoś mi mówi: Harat, nie znasz się na tym. To wszystko, co dziś robię, wyrosło z buntu, bo nie podobało mi się to, co działo się na uczelniach architektonicznych w Polsce. Mam na myśli kształcenie, które wpaja postawy w rodzaju: jesteśmy wielkimi architektami i architektkami (głównie architektami), którzy mogą zmienić świat, pomijając przy tym ludzi. Strasznie nas wkurzał brak myślenia o partycypacji społecznej, chociaż już bardzo mocno funkcjonuje pojęcie „koszmar partycypacji”. Wciąż jednak jestem wielkim zwolennikiem i entuzjastą jej zdrowej formy, która może i miała w Polsce parę dobrych odsłon, ale nigdy nie zadziała całościowo oraz procesowo.