18. biennale architektury w Wenecji
Najważniejszy przesłaniem tegorocznego biennale, odbywającego się pod hasłem „Laboratorium przyszłości" jest zmiana.
Założenia kuratorskie
Co to znaczy być „agentem zmiany”? To pytanie towarzyszyło nam w procesie powstawania The Laboratory of the Future [Laboratorium przyszłości] i stanowiło zarówno kontrapunkt, jak i siłę życiową wystawy, której rozwój widzieliśmy oczami duszy, i która teraz czeka, gotowa do narodzin. W ciągu minionych dziewięciu miesięcy w setkach rozmów, esemesów, debat na Zoomie i spotkań wielokrotnie wypływało pytanie, czy wystawy o takiej skali – tak w sensie śladu węglowego, jak i kosztu – są uzasadnione. W maju zeszłego roku kilkakrotnie mówiłam o ekspozycji jako „opowiadaniu”, narracji rozwijającej się w czasie. Dzisiaj rozumiem ją inaczej. Wystawa o architekturze to i moment, i proces. Zapożycza strukturę i format od wystaw sztuki, różni się jednak od niej w istotnych aspektach, które często pozostają niezauważone. Poza chęcią opowiedzenia jakiejś historii, dla sposobu stworzenia wystawy architektonicznej ważne są kwestie produkcji, dostępnych środków i sposobu przedstawienia, ale rzadko się je zauważa i się o nich rozmawia. Od samego początku jasne było, że najważniejszym przesłaniem Laboratorium przyszłości będzie „zmiana”. W tych samych dyskusjach, w których szukano uzasadnienia dla istnienia wystawy, pojawiały się trudne i często emocjonalne rozmowy na temat środków, praw i ryzyka.
Po raz pierwszy w centrum stanęła Afryka i afrykańska diaspora, płynna i splątana kultura osób pochodzących z tego kontynentu, która teraz oplata świat. Co chcemy powiedzieć? Jak to, co mówimy, cokolwiek zmienia? I być może najważniejsze: jak to, co powiemy, będzie współdziałać i przenikać się z tym, co mówią „inni”, po to by wystawa nie okazała się pojedynczą opowieścią, ale ich wielością odzwierciedlającą nurtujący, wspaniały kalejdoskop idei, kontekstów, aspiracji i znaczeń, będący wszystkimi głosami odpowiadającymi na problemy swoich czasów? Często się mówi, że kultura to suma opowieści, które snujemy o sobie dla siebie. To prawda, ale w stwierdzeniu tym brakuje namysłu nad tym, co to znaczy „my”. Szczególnie w architekturze, historycznie rzecz biorąc, głos dominujący był głosem pojedynczym, wyłącznym, którego zasięg i moc ignorowała ogromne obszary ludzkości – finansowo, kreatywnie, konceptualnie – zupełnie jakbyśmy słuchali i mówili w jednym tylko języku. Historia architektury jest zatem niekompletna. Nie błędna, ale niekompletna. To w tym kontekście wystawy mają znaczenie szczególne. Zapewniają wyjątkową chwilę umożliwiającą rozbudowanie, zmienienie lub opowiedzenie na nowo historii, której odbiór i wpływ odczuwalny jest daleko poza obejmującymi ją fizycznymi murami i przestrzenią. To, co mówimy publicznie, ma znaczenie, bo stanowi fundament, na którym buduje się zmianę – zarówno małymi krokami, jak i wielkim skokiem.