Życie na pełnej petardzie, czyli wiara, polędwica i miłość
Ks. Jan Kaczkowski stał się inspiracją dla tysięcy osób, bez względu na ich stosunek do religii. Momentami bezkompromisowe wypowiedzi okraszone są dużą dawką pogody ducha i humoru, które powodują, że książkę czyta się błyskawicznie. Zmarły przed ponad rokiem ksiądz Jan, swoją gotowością do przyjęcia śmierci i pełną odpowiedzialnością za ludzi umierających w hospicjum, pokazuje, że wszystkie nasze dzienne sprawy stają się niczym w obliczu tego, co nas czeka – recenzja Jerzego Łątki.
Kościoły stanowiłyby pustą strukturę, wydmuszkę, jeżeli nie byłyby wypełnione treścią. Zarówno tą materialną, jak i duchową. W czasach pogłębiającego się relatywizmu i kreowanej walki pomiędzy Kościołem Łagiewnickim, a Toruńskim, warto czasem powrócić do refleksji i znaczenia podstawowego przesłania, które głosi Kościół. Zarówno osoby wierzące, jak i podchodzące sceptycznie do religii odnajdą w książce Życie na pełnej petardzie... świadectwo człowieka, który poświęcił się stworzeniu hospicjum, a potem sam zachorował na śmiertelnego glejaka. Ks. Jan Kaczkowski stał się inspiracją dla tysięcy osób, bez względu na ich stosunek do religii. Mówi w sposób prostolinijny, nie owijając w bawełnę, o wielu sprawach dotyczących życia wewnętrznego Kościoła, wiary i jej zasad. Momentami bezkompromisowe wypowiedzi okraszone są dużą dawką pogody ducha i humoru, które powodują, że książkę czyta się błyskawicznie. Zmarły przed ponad rokiem ksiądz Jan, swoją gotowością do przyjęcia śmierci i pełną odpowiedzialnością za ludzi umierających w hospicjum, pokazuje, że wszystkie nasze dzienne sprawy stają się niczym w obliczu tego, co nas czeka.