Nowa architektura, nowa funkcja – o hali Koszyki Andrzej Bulanda
W przypadku hal targowych, które są przestrzeniami publicznymi, rachunek ekonomiczny nie jest dobrym doradcą. Jeśli przestrzenie te mają pozostać publiczne, obowiązki inwestora musi wziąć na siebie miasto w poczuciu misji zapewnienia ciągłości wartości kulturowych. Tej lekcji nie odrobiono. Jedyne, czego dopilnowano to rewitalizacja substancji. Zrobiono to rękami uznanych architektów, bez zarzutu i z ogromnym pietyzmem, przy dużym zaangażowaniu służb konserwatorskich oraz firm rekonstrukcyjnych i niemałych środków inwestora – pisze Andrzej Bulanda.
Koszyki to świetna, przemyślana warsztatowo architektura promująca nową funkcję. Pozbawia ona jednak zabytkową halę tradycyjnego charakteru bazaru. Normalne, codzienne życie wyparowało. Powstaje nowa jakość, która nie jest powszechnie akceptowana. Większość głosów krytycznych bierze się właśnie z tego powodu: „to miejsce dla bogatych, nie dla zwykłych ludzi”. Mamy architekturę, utraciliśmy klimat. Nawiasem mówiąc, nie jest źle, bo gdyby nie determinacja inwestora i talent projektantów, mogliśmy utracić wszystko. Czy przestrzeń ta okaże się sukcesem komercyjnym, trudno powiedzieć.
Dziś panuje moda na nowe Koszyki – jedyną tego typu atrakcję w Warszawie, która pod względem wielkomiejskiego stylu życia goni inne europejskie miasta. Jednak w zachodnich halach targowych spontanicznie, niejako od niechcenia zaczęto wspólne biesiadowanie, bo taka była potrzeba. Ich historyczne struktury są też bardziej neutralne. Nie ma w nich dizajnerskiego zadęcia, zapewniającego poczucie wysokiego standardu i elitarności. W przypadku Koszyków paradoksalnie nastąpiła degradacja otoczenia, bo w nową architekturę, zresztą najwyższych lotów, spod ręki najlepszych projektantów w Polsce, wprowadzono program obcy temu miejscu.