Maciej Kaufman
Uczymy się balansować pomiędzy naturalnością projektowanych terenów (...) a ich kreowaniem – mówi Maciej Kaufman w rozmowie z Emilią Ignaciuk.
Jak udało się Waszej pracowni pogodzić funkcję Kopca jako miejsca rekreacji oraz miejsca pamięci? Co było dla Was największym wyzwaniem?
Projektując park, podążaliśmy za kierunkiem, który wyznaczył Eugeniusz Ajewski [powstaniec warszawski, architekt, pomysłodawca obecnego pomnika – przyp. red.]. Ajewski uważał, że ten teren obok funkcji komemoratywnych powinien mieć funkcję rekreacyjną – uwzględniać nawet skocznię dla paralotniarzy. W związku z tym nie czuliśmy, że nasze cele są w jakiś sposób sprzeczne. Ale rzeczywiście, niektóre obszary na Kopcu Powstania Warszawskiego służą pamięci, a inne są rekreacyjne. Na płaskiej, słonecznej polanie u jego podnóża powstała strefa zabaw dla dzieci. Narracja komemoratywna dominuje natomiast wzdłuż osi Alei Godziny „W”, łączącej plac dolny z placem górnym, Lapidarium z pomnikiem na szczycie. Ponadto na całym terenie parku wyeksponowaliśmy gruzy tam, gdzie je znaleźliśmy.
Przeprojektowanie Kopca i jego okolicy to pierwszy projekt pracowni na tak dużą skalę, ale wcześniej braliście udział w wielu konkursach na projektowanie przestrzeni publicznych, szczególnie w Warszawie. Jakie wnioski po tych doświadczeniach wyciągnęliście i na jakie aspekty pracy zwróciliście większą uwagę?
Pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl, to interdyscyplinarność. O wiele łatwiej jest wygrać konkurs, kiedy robimy to w kooperacji z innymi pracowniami czy profesjonalistami, którzy nie są architektami. Im szerszy ten zespół, tym lepiej. W przypadku Kopca, jako konsorcjum pracowni Archigrest i topoScape, współpracowaliśmy m.in. z technologiem betonu czy historykiem architektury. Zwykle w konkursach doceniani jesteśmy za spójną narrację. Nasza rola jako architektów polega nie tyko na rozwiązywaniu kwestii inżynieryjnych, jaką podczas tworzenia parku była konstrukcja wąwozów i ścian oporowych z gruzobetonu, lecz także na interpretowaniu wiedzy generowanej w dużym zespole. Tu chodziło o narrację, która połączy historię naturalną z historią materialną, o odkrycie pewnego zaszytego w danym miejscu znaczenia. Podobne motywy wystąpiły też w parku Żerańskim, gdzie także znajdziemy czwartą przyrodę i gruz, tym razem już powojenny – z żerańskich fabryk domów, oraz wątek portu rzecznego, reliktu niespełnionego marzenia o żeglownej Wiśle. Działaliśmy na terenie poprzemysłowym, który nigdy nie stał się w pełni terenem przemysłowym. Chcieliśmy zwrócić uwagę na ten aspekt, łącząc przyrodę i historię tych miejsc z ich obecnym znaczeniem dla mieszkańców. W tym przypadku nasz zespół był poszerzony m.in. o hydrotechnika, który pomógł nam w odczytaniu porzuconych elementów infrastruktury wodnej. Uczymy się balansować pomiędzy naturalnością, także wyobrażoną, projektowanych terenów a ich kreowaniem.