CZYTELNIA
Prezentujemy recenzje książek: „Lustro weneckie. Biennale – międzynarodowe wystawy architektoniczne" oraz „Heidegger dla architektów".
Weneckie zamieszanie wystawiennicze
Takim właśnie określeniem Sławomir Gzell scharakteryzował Międzynarodowe Biennale Architektury w Wenecji, któremu poświęcił swoją książkę Lustro weneckie. Osiemnaście wielkich ekspozycyjnych imprez nie jest łatwo opisać w sposób, który zmieści się w niespełna dwustustronicowej książce. Autor obrał więc ujęcie przekrojowe, dzieląc tematykę wystaw i tym samym książkę, na części: krajobraz, miasto, wieś, naukę i sztukę. Podejście to wydaje się być – biorąc pod uwagę liczbę wystaw, wątków, podejść kuratorskich i pawilonów – jedynym możliwym rozwiązaniem.
Książka Gzella jest w istocie zbiorem refleksji na temat wybranych przez autora ekspozycji. Dość duża część z nich dotyczy tych w polskim pawilonie. Autor przychylnym okiem patrzy na Hotel Polonia z 2008 roku oraz Obiekty niemożliwe z 2014 roku. Pozostałe krytykuje. Czytelnik ma zatem pole do polemiki z autorem i może zastanawiać się, czy pozostałe wystawy i koncepcje kuratorskie rzeczywiście były złe lub dostateczne. A może było wręcz odwrotnie, skoro szacowne grono jurorskie uznało je za najlepsze z przedłożonych propozycji?
Warto jednak zauważyć, że niektóre ekspozycje zostały potraktowane pobieżnie i przedstawione za pomocą kilkuzdaniowych opisów. Komentarze Gzella okraszone zostały także autorskimi fotografiami, które również nie oddają ani wielkości imprezy, ani specyfiki wystaw. Najpełniej więc przemyślenia autora odczyta ktoś zaawansowany – osoba znająca wszystkie zakamarki biennale, przemierzająca przestrzenie ekspozycyjne Arsenału oraz oglądająca wystawy porozrzucane po Wenecji i najbliższych jej wyspach. Dla takiej osoby lektura tej książki będzie więc ciekawą podróżą sentymentalną. Dla czytelnika mniej zaawansowanego może stać się narracją nietrafioną.
W tytułowym lustrze weneckim, którym tutaj jest biennale, odbija się zdaniem autora cała architektura. My, jej twórcy i widzowie stajemy po jednej lub drugiej stronie, oglądając jej i swoje odbicie, podpatrując to, co robią inni i jakie propozycje na nią mają. Lustro weneckie ma swoje zalety i wady. Niekiedy podglądamy, nie będąc widzianym i zauważonym. Innym razem podziwiamy siebie, zapominając, że po drugiej stronie może dziać się coś zupełnie innego.
Dlatego nie powinno dziwić, że powystawowe refleksje wzbogacone są przemyśleniami nad architekturą w ogóle (oraz elementami autopromocyjnymi, odnoszącymi się do innych publikacji autora). Profesor przywołuje definicję tych dyscyplin i ich znaczenie dla otaczającej nas przestrzeni rozumnie komponowanej według zasad opracowanych naukowo i dowiedzionych teorii.
Te rozważania mają w sobie dużą dozę sentymentalizmu (któż z nas nie wspomina wrażenia, jakie zrobiły na nim widoki Serenissimy). Sławomir Gzell, prezentując swoje szkice placów i budynków, dodatkowo zaś rozwodzi się nad urokiem krajobrazu, laguny i powstałym na niej mieście. W efekcie zachęcony czytelnik, wyglądając przez okno, zaczyna szukać tego piękna miejskiego świata. W naszych warunkach może jednak szybko natrafić na widok sąsiada, którego okna mieszkania są oddalone o osiem metrów. Na szczęście kilka stron dalej czytelnik już przeczyta, że zdaniem autora urbanistyka oddała inicjatywę inwestorom i wynajmowanym przez nich architektom. Być może więc jej piękno pozostało tylko w takich nostalgicznych wspomnieniach?
Anna Syska