Amfiteatr / Sosnowiec
Muszelka jest przykładem udanej, wyważonej rewitalizacji obiektu z lat 60. przeprowadzonej z szacunkiem do oryginalnej architektury oraz jej detalu – o najnowszej realizacji pracowni Amaya Architekci pisze Oskar Grąbczewski.
Bardzo lubię polskie budynki powstałe w czasie mniej więcej pokrywającym się z okresem rządów Gomułki, aż do wczesnego Gierka. To krótkie okienko względnej twórczej wolności – pomiędzy obowiązującą do połowy lat 50. doktryną socrealizmu a rozpoczętą w połowie lat 70. erą uprzemysłowionego budownictwa prefabrykowanego –pozostawiło po sobie zaskakująco dużo oryginalnych, wartościowych architektonicznie obiektów. I nie mam tu na myśli tylko ikon, takich jak katowickie Spodek czy Superjednostka albo warszawski Supersam, ale „zwykłe” budynki wielorodzinne, domy kultury, kina itp. Budynki te niestety w większości zostały po 1989 roku wyburzone – nie chronił ich status zabytku, stan techniczny przeważnie nie był zbyt dobry, zajmowane przez nie działki stanowiły atrakcyjne miejsce pod nową zabudowę, a na dodatek większość użytkowników i, co gorsza decydentów, postrzegała je jako postkomunistyczne, niewiele warte relikty słusznie minionej epoki. Szczególnie lubiłem obiekty określane niegdyś mianem „architektury wolnego czasu”.
Jeszcze z dzieciństwa pamiętam lśniące nowością i wypełnione tłumem ludzi niezwykłe pawilony wystawowe Ośrodka Postępu Technicznego w Katowicach – z wiszącymi dachami, o falujących formach łupin przestrzennych, odważne, niekonwencjonalne, projektowane przez najlepszych śląskich architektów. Pozostał z nich tylko jeden, prawie całkowicie zrujnowany, ale mimo to wciąż zachwycający lekkością hiperboloidalnego dachu. Wizyty w Wesołym Miasteczku w Chorzowie zawsze rozpoczynaliśmy od przechodzenia przez fantazyjną żelbetową bramę, którą potem zastąpił kiczowaty pseudozamek oklejony malowanym styropianem. Kiedyś harmonijnym pięknem łagodnych nasypów zachwycał Stadion Dziesięciolecia w Warszawie, który najpierw zamienił się w bazar, a następnie całkowicie zniknął, zastąpiony gigantycznym koszykiem Stadionu Narodowego. Dziś, w dobie, w której architektura chce być przede wszystkim ekologiczna, słusznie zauważono, że najbardziej ekologiczny jest zawsze budynek już zbudowany. Dzięki temu przynajmniej niektóre z obiektów mają szansę na uniknięcie zniszczenia. Rewitalizuje się je, odnawia, przebudowuje. Niekiedy takie działania kończą się nie najlepiej – poddane rygorom nowych przepisów, a także wymogom nowych funkcji obiekty te tracą dużo ze swych pierwotnych walorów.