Duch miejsca – o Pawilonie Architektury Zodiak Krzysztof Mycielski
Odtwarzanie modernistycznych pawilonów nie jest warsztatowo proste. Szklane transparentne obiekty miały delikatne podziały, a dodatkowej lekkości niejednokrotnie dodawały im wystawione na zewnątrz elementy komunikacji pionowej. Dziś są to efekty trudne do osiągnięcia, gdyż od lat 70. zmieniły się diametralnie standardy termiczne i przeciwpożarowe oraz przepisy dotyczące osób niepełnosprawnych – pisze Krzysztof Mycielski.
Jestem z roczników, które dorastały w okresie ideowego upadku modernizmu. Studiując w pogrążonej w kryzysie Warszawie końca lat 80. darzyliśmy demiurgiczną urbanistykę funkcjonalizmu głęboką awersją. Jedną z niewielu realizacji stanowiącą tu wyjątek była stołeczna Ściana Wschodnia. Reprezentowała modernizm w swoim mało dogmatycznym, ale najdojrzalszym wydaniu, respektujący zastaną tkankę miejską, odchodzący od idei strefowania funkcjonalnego. Będący kręgosłupem Ściany Wschodniej pasaż Wiecha, wówczas nazywany po prostu pasażem śródmiejskim, był przykładem mistrzowskiego wyczucia urbanistycznej skali. Obiekty wielkokubaturowe uzupełniały się tu z kameralnymi pawilonami i elementami małej architektury. Dzięki domom handlowym, kinom, klubom i kawiarniom projektowanym przez wybitnych architektów – Jana Bogusławskiego, Zbigniewa Wacławka, a przede wszystkim Zbigniewa Karpińskiego – miejsce to oferowało warszawiakom namiastkę wielkomiejskości. W epoce Gierka, ale i w późniejszej dekadzie, Ściana Wschodnia przynajmniej częściowo rekompensowała brak wyraźnego centrum metropolii. Gdy dowiedziałem się o pomyśle warszawskich działaczy SARP-u, aby właśnie tutaj stworzyć miejsce debaty o przyszłości stołecznej architektury, poczułem dreszcz emocji. Idea, poza oczywistymi korzyściami PR-owymi, stanowi pomost pomiędzy pokoleniami warszawskich architektów. Niesie uznanie dla dokonań modernistów odbudowujących stolicę, a jednocześnie podkreśla znaczenie spraw całkowicie nam współczesnych.