Maciej Franta
Wierzę, że zawód projektanta istnieje nie bez powodu, a historia cywilizacji uczy nas, że jest potrzebny – o „betonozie” polskich miast, rodzinnych tradycjach architektonicznych i planowaniu przestrzennym z Maciejem Frantą rozmawia Maja Mozga-Górecka.
Villa Reden posadowiona jest na słupach, między którymi parkują samochody. Czy budynek nie traci na lekkości, gdy wszystkie miejsca parkingowe są zajęte? Nie wolał Pan umiejscowić zieleni w parterze?
W założeniu nie miało tam być miejsc parkingowych, tylko przestrzeń wspólna: patio, trochę zieleni, stojaki dla rowerów, mała architektura. Później, pod wpływem próśb inwestora, umieściliśmy w projekcie ten element. Plusem jest to, że mieszkańcy wolą zostawiać samochody obok budynku ze względu na pewną uciążliwość manewrowania między słupami. Szerokość wjazdu jest tam mniejsza niż w tradycyjnej bramie garażowej. Zazwyczaj korzysta więc z tego parkingu niewielu kierowców.
Jeśli chodzi o zieleń, to rzeczywiście mogłaby uplastycznić budynek. Jednak z drugiej strony, jeśli wziąć pod uwagę kontekst, nie wydaje się ona konieczna. Postawiliśmy zwartą, mocną, wyrazistą bryłę w środku starodrzewia. Przyjemny jest ten kontrast przestrzeni uporządkowanej i miękkiego tła – szkoda byłoby go zakłócić. W najbliższym i nieco dalszym otoczeniu mamy naturalny ogród. Rośliny są też na skarpie – stojąc na tarasie, można nawet przytulić drzewo.