Wormhouse w Zabłociu
Najważniejsze ogniwo w procesie projektowym to nie architekt, lecz inwestor. To on umożliwia projektantom kreowanie niekonwencjonalnych rozwiązań – pisze Piotr Kuczia, autor domu o elewacjach przekrytych częściowo elastyczną membraną.
Architekt: Właściwie powinienem był odmówić. Wąska działka z nieciekawym sąsiedztwem, marny budżet na budowę, inwestor, któremu nie można wcisnąć kitu, bo ciągle zadaje pytanie: a dlaczego właśnie tak? Widząc w czasie pierwszego spotkania leżące u niego na stole książki Le Corbusiera, Koolhasa, Zumthora, powinienem był wiedzieć, że będę musiał uzasadniać każde rozwiązanie i rozliczać się z celowości każdego detalu. Wtedy jeszcze nie przypuszczałem, że poświęcę na ten projekt tryliony godzin, że będą tysiące maili i wielogodzinne dyskusje na skypie... I to wszystko po to, żeby narodził się taki niewielki dom robal. Czasami, w chwilach wzlotów, nazywamy go Robaczek…Parametry wyjściowe: 4-osobowa rodzina, najlepiej około 100 m2 – bo brak kasy, długa wąska działka z fajnymi widokami na horyzoncie, ale dosłownie parę metrów za płotem domy – sformułuję delikatnie – niebędące marzeniem architekta. Tygodniami mielę w głowie temat i wreszcie pojawia się idea. Od zachodu nadwieszona część sypialna z widokiem na przepływającą za wałem po drugiej stronie ulicy Wisłę, pod nawisem można parkować (wiem, że nie wolno, mam przecież na myśli tylko e-bike), część mieszkalna na parterze zwrócona w kierunku odległego lasu. Na sąsiadów nie patrzymy. Ani oni nie mają wglądu do wnętrz. Wchodzi się w samo centrum domu: minimalizacja korytarzy. Nad jednopiętrowym parterem duży taras na dachu. Elewację zrobimy z naciągniętej na żebra – jak w foliakach – membrany elewacyjnej. Będzie pełniła funkcję bufora termicznego, chroniącego dodatkowo przed stratami ciepła. Chwytam za telefon i opowiadam projekt przyszłemu Zamieszkiwaczowi (nazwa „inwestor” zupełnie mi tu nie pasuje).