Ksenia Piątkowska
Wolę zajmować się budynkami, które przywracamy do życia, recyklingiem w architekturze. To podejście bardziej ekologiczne. O realizacji Muzeum Bursztynu w Wielkim Młynie z Ksenią Piątkowską rozmawia Maja Mozga-Górecka.
Muzeum Bursztynu znajduje się w XIV-wiecznym Wielkim Młynie. Czy duża ilość fabrycznie gładkich powierzchni szkła i granitu odbijających sztuczne światło współgra ze średniowiecznym rodowodem budynku albo czasami dawnych mistrzów złotniczych? Czy nie gasi urody naturalnych eksponatów?
Projekt powstał na zasadzie kontrastu. Miał uwydatnić różnice między tym, co współczesne, a tym, co zabytkowe, ale też dodać elementom historycznym trochę splendoru. Największą wartością tego budynku, którą eksponujemy, są gotyckie ceglane ściany obwodowe o pięknej fakturze, pierwotnym rysunku, przemurowaniach. Przekonaliśmy przedstawicieli muzeum, by wystawa nie zasłaniała tych ścian w całości. Pozwalamy zwiedzającym ich dotknąć, a dzięki zastosowaniu przegród szklanych także dokładnie zobaczyć, jak niesamowitą kubaturę tworzą. Pozwalają zrozumieć przemysłową historię obiektu, liczne nawarstwienia, bo tam jest cegła gotycka, ale i kamień, którym wzmocniono średniowieczne obramienia drzwi, a także pozostałości XIX-wiecznych stalowych okuć stolarki. Skoro wspomina Pani o mistrzach złotniczych, budynek miał stać się właśnie taką szkatułą, która wyeksponuje zbiory. Zresztą z wielością efektów świetlnych i odbić mamy do czynienia tylko na poziomie parteru, w strefie komercyjnej. Na wyższych kondygnacjach nie jest już tak jasno i bogato – zastosowaliśmy tam wyłącznie światła techniczne, podświetlające zbiory i wskazujące drogę do wyjść ewakuacyjnych. Reszta tonie w ciemności.
Zaczynała Pani karierę w Niemczech, w pracowni Behnisch Architekten współprojektowała m.in. biurowiec Genzyme Center w Cambridge w Stanach Zjednoczonych. Czy czas spędzony w tej pracowni okazał się kluczowy dla Pani rozwoju?
Gdy po studiach w Niemczech złożyłam dokumenty w Behnisch Architekten, dostałam się do międzynarodowego zespołu, którego zadaniem było rozwiązywanie konkursów architektonicznych. W projekcie proekologicznego biurowca Genzyme odpowiadałam za wnętrza i układ funkcjonalny przestrzeni biurowych. Została tam zrealizowana idea przedłużenia promieni słonecznych do atrium, m.in. dzięki rozszczepiającym światło materiałom.
Był to zdecydowanie ważny czas w mojej pracy zawodowej, ukształtował mój sposób myślenia o architekturze, bardzo prosty, bez udziwnień. Na każdym etapie projektu stawiano pytania, jak coś będzie wykończone, jakie materiały zastosujemy, zawsze obecny był konstruktor. To była przyjemność obserwować ich organizację pracy. Tam każdy miał swój odcinek, ale koordynacja odbywała się na bieżąco, wszystko było bardzo uporządkowane i konsekwentne.
W pracy naukowej zajmowała się Pani m.in. problematyką wystaw światowych i obiektów tymczasowych w architekturze. Czy wyzwania kryzysu klimatycznego nie każą nam dziś z nich zrezygnować jako przedmiotów „jednorazowego użytku”?
Budynki tymczasowe pozwalają przetestować pewne założenia teoretyczne, bywają eksperymentem technologicznym, jednak dziś zdecydowanie ten typ architektury przechodzi kryzys. Ja sama znam dużo lepsze sposoby wykorzystania przestrzeni. Wolę też zajmować się istniejącymi budynkami, które przywracamy do życia, recyklingiem w architekturze. To podejście bardziej ekologiczne, lepiej dziś odpowiada na oczekiwania społeczne. Temu będzie poświęcona moja habilitacja.
Wraz z prof. Ratajczyk-Piątkowską przygotowała Pani projekt modernizacji zabytkowego Audytorium Chemicznego PG. Dużo elementów wystroju było rekonstruowanych: meble, siedziska, haczyki na ubrania. W jakim stopniu ta sala jest dziś autentyczna?
W 80%. W dużym wielobranżowym zespole pod nadzorem konserwatorskim podjęto decyzję, by oryginalne elementy stały się podstawą do odtworzenia tych brakujących. Na poziomie historycznym to była fascynująca praca detektywistyczna. Na podstawie zdjęć archiwalnych – powiększanych, oglądanych pod lupą i przetwarzanych w programach graficznych – domyślaliśmy się, czego szukać, obliczaliśmy proporcje rekonstruowanych przedmiotów. Na przykład lampy odtworzyliśmy zgodnie ze wzorem użytkowym, nawiązując do kloszy w formie półsfer ze szkła mlecznego, które wisiały w 1904 r. w laboratorium na Wydziale Fizyki PG. Konserwator pilnował każdej kreski. Odkrywając kolejne warstwy farby na ścianach, natrafiliśmy na tablicę z układem okresowym pierwiastków, stanowiącą oryginalne i piękne zdobienie sali, choć już nieaktualną.
W pracy z obiektami zabytkowymi często pojawia się konieczność wprowadzenia do świata historycznego nowoczesnych technologii. W tym przypadku była to m.in. klimatyzacja. Do jej zamontowania wykorzystaliśmy niekonwencjonalnie niewielkie pomieszczenie między dachem a kopułą oraz oryginalną kratkę wentylacyjną w kopule. Dziś w tej sali uczy się kilkukrotnie więcej studentów niż kiedyś, więc wentylacja grawitacyjna nie byłaby efektywna.