Ekopoetyka w czasach katastrofy: Filip Springer
Jednym z podstawowych problemów związanych z katastrofą klimatyczną jest nieumiejętność jej opowiedzenia. Dopóki nie będziemy w stanie tego zrobić, nie będziemy mieli możliwości przekonująco informować, w jaki sposób jej przeciwdziałać. O kulisach powstania Szkoły Ekopoetyki opowiada Filip Springer – reporter i fotograf, a także autor wielu książek poświęconych architekturze i przestrzeni.
Krzysztof Średziński: Od wielu lat współpracujesz z Instytutem Reportażu, w ramach którego działa również Polska Szkoła Reportażu. Dlaczego zaproponowałeś utworzenie tam Szkoły Ekopoetyki?
Filip Springer: Przez ostatnie półtora roku zastanawiałem się nad własną sprawczością dotyczącą tego, co mogę zrobić w kwestii katastrofy klimatycznej. I oczywiście można robić wiele na różnych polach, ale starałem się zbadać, gdzie moje „pole” może być najmocniejsze, gdzie mam największą siłę oddziaływania. Jednym z podstawowych problemów związanych z katastrofą klimatyczną jest nieumiejętność jej opowiedzenia. Dopóki nie będziemy w stanie tego zrobić, nie będziemy mieli możliwości przekonująco informować, w jaki sposób jej przeciwdziałać. Zaprosiłem do współpracy poetkę i pisarkę Julię Fiedorczuk, bo siebie traktuję bardziej jako organizatora i studenta niż wykładowcę. Ponadto zadaniem Instytutu Reportażu jest namysł nad literaturą, a szkoła może ten namysł bardzo pogłębić. Tak powstał cały ten pomysł. Czyli z jednej strony jest to projekt edukacyjny, ale z drugiej aktywistyczny i lobbingowy. Już na etapie przyjęć do szkoły staramy się tak dobierać zespół studentów, żeby byli to ludzie, którzy mają jakiś wpływ na debatę publiczną — przychodzą dziennikarze, poeci czy poetki, pisarze i badacze literatury. Dzięki temu pojawią się osoby głośno mówiące, o tym co wypracowaliśmy w szkole, o nowym języku.
Czym więc jest ekopoetyka?
Ekopoetyka jest sposobem budowania różnego rodzaju narracji czy opowieści, nie tylko poetyckich, który uwzględnia założenia ekokrytyki, czyli fakt, że pierwszym czynnikiem lub punktem odniesienia jest relacja między człowiekiem a środowiskiem naturalnym. Tak jak krytyka feministyczna stawia na pierwszym planie kwestie płci i tego, w jaki sposób warunkuje ona nasze życie, tak ekokrytyka robi dokładnie to samo, tylko na pierwsze miejsce wybija się relacja pomiędzy nami a naturą. Co ważne, ekokrytyka uwzględnia wszystkie inne dziedziny czy nurty — na przykład nie ma ekokrytyki bez krytyki feministycznej. A ekopoetyka jest bardziej instrumentalnym podejściem, które opiera się na wypracowywaniu nowych sposobów opowieści na potrzeby refleksji ekokrytycznej.
Czy wasza szkoła skupia się na konkretnym gatunku literackim?
Szkoła działa przy Instytucie Reportażu, przez co istnieje zagrożenie, że ludzie będą postrzegać ją przez pryzmat tego gatunku. Ale nasze założenia są inne. Szkoła jest otwarta na wszystkie osoby piszące, które już coś opublikowały, czy to jest publikacja w postaci trzech wierszy w „Twórczości”, „Odrze” albo „Piśmie”, czy też trzy książki, trzy artykuły prasowe lub naukowe. Jedynym kryterium jest to, żeby były to teksty w publikatorach rejestrowanych, bo chcemy uniknąć tego, że ktoś po napisaniu trzech postów na blogu uzna, że już spełnia kryteria. Chcemy osób, których pisanie jest weryfikowane przez jakąś wyższą instancję w postaci redakcji.
Jak wyglądały przygotowania programu szkoły?
Pracowaliśmy nad nim prawie pięć miesięcy. To był wieloetapowy proces, ponieważ najpierw Julia Fiedorczuk dała sobie miesiąc na osobisty namysł i wypracowała dziesięć – wtedy jeszcze podstawowych – zagadnień czy wielkich tematów, w oparciu o które chcieliśmy zorganizować dziesięć zjazdów. Ostatecznie będzie ich dziewięć. Potem zawęziliśmy w obrębie tych tematów konkretnie zagadnienia. Następnie dobieraliśmy wykładowców. Zastanawialiśmy się, kto może opowiedzieć najlepiej o konkretnych aspektach. Dalej było już planowanie zjazdów godzina po godzinie. Aktualnie jesteśmy na etapie programowania form. Wiele z nich stanowić będą formy aktywne. Współpracujemy z instruktorami i metodykami harcerskimi, którzy programują zajęcia w oparciu o metodę harcerską. Będzie dużo wędrówek, zastanawiania się nad warunkami naturalnymi, żeby tę przyrodę, o której będziemy mówić, poczuć na własnej skórze.
Jakie lokalizacje zjazdów wybraliście?
Mamy odkrywkową kopalnię węgla pod Koninem, Puławy, Narew, okolice Augustowa, Białowieżę i wspaniałą lokalizację warszawską na Zakolu Wawerskim. Nie jest to cała Polska, ale jest pewien rozstrzał. Wiedzieliśmy, że jeżeli będziemy opowiadali o apokalipsie w różnego rodzaju narracjach literackich, od Biblii zaczynając, a kończąc na filmach katastroficznych, chcemy zrobić to w miejscu, które daje chociaż namiastkę odczucia apokalipsy. Kiedy staniemy na skraju odkrywkowej kopalni węgla i zobaczymy, jak wielka jest to dziura w ziemi, usłyszymy, jak brzmi, poczujemy, jaką roztacza aurę emocjonalną, to tu przekaz o apokalipsie może być głębszy niż w zaciszu sali wykładowej. Jeżeli chcemy mówić o sielance jako o całym obszarze literatury, który mocno zbudował nasze odniesienie do natury, możemy to zrobić w zespole pałacowym w Puławach. Jeżeli chcemy zrobić zjazd o antropopresji, o tym w jaki sposób człowiek wpływa na środowisko, a jednocześnie próbować wybić się z antropocentryzmu i znaleźć punkty widzenia, które nie są związane z człowiekiem, ale z innymi istotami, to Zakole Wawerskie okazuje się niezłym pomysłem. Ten obszar jest z jednej strony dziki, a z drugiej otoczony przez miasto i tę antropopresję można poczuć, usłyszeć i zrozumieć. Wybór lokalizacji był więc efektem namysłu nad konkretnymi tematami.
Kogo zaangażowaliście do współpracy?
W gronie wykładowców są osoby działające w obszarze filozofii, literatury i literaturoznawstwa, psychologii, geografii, ekologii, kulturoznawstwa, sztuki, chemiii, botaniki czy prawa. Dochodzi do tego jeszcze cała grupa ludzi, którzy po naszym ogłoszeniu, pojawili się z chęcią pomocy. Wybitni specjaliści, na których nie byłoby nas stać, powiedzieli, że szkoła wydaje im się tak fajnym i cennym pomysłem, że poprowadzą zajęcia za darmo. Część, na przykład aktywiści klimatyczni, stwierdzili, że nie spełniają kryteriów przyjęcia, ale bardzo chętnie będą uczestniczyć w niektórych zjazdach. Dogadaliśmy się z nimi w ten sposób, że będą prowadzić zajęcia o działalności swoich organizacji albo o wyzwaniach, z jakimi się borykają, a w zamian zaprosimy ich na zjazdy w charakterze gości, żeby mogli posłuchać tego i owego.
Sformułowaliście manifest, w którym napisaliście, że chcecie przez rok wywrócić waszym studentkom i studentom świat do góry nogami, tak by spojrzeli na niego przez pryzmat ekologicznych problemów i przemian. W jaki sposób zamierzacie to uczynić?
Chcemy, by nabrali ekokrytycznej refleksji. Bardzo dobrym przykładem jest mówienie sobie, że katastrofa klimatyczna to koniec świata, a to nie do końca prawda, ponieważ takie stwierdzenie jest skrajnie antropocentryczne. Zakłada, że świat się kończy, gdy człowiek się kończy. Tymczasem, jeśli spojrzeć na Ziemię z perspektywy geologicznej, człowiek zajmuje w tym zegarze nawet nie sekundę, tylko jakiś ułamek sekundy. Ziemia radziła sobie bez niego, pewnie nawet lepiej niż radzi sobie teraz. I to jest właśnie jeden z małych przykładów odwrócenia punktów widzenia. Nie mówimy o końcu świata, mówimy o końcu człowieka na Ziemi, a wszystkim nam zależy, by on jednak przetrwał. Najciekawszym wyzwaniem jest to, że będziemy uczyć czegoś zupełnie nowego, czego jeszcze nie ma. Nie ma sposobu opowiadania o katastrofie klimatycznej, który już został sprawdzony. Razem ze studentami będziemy go wymyślać. Szkoła oferuje bardziej proces niż wiedzę i w jego wyniku te umiejętności czy refleksja jakoś powstaną, ale nie mamy zielonego pojęcia, co będzie na końcu kursu.
Jak chcielibyście eksplorować granicę między tym, co ludzkie, a tym, co określa się jako nie-ludzkie?
Przede wszystkim budując poznanie i wiedzę na temat tego drugiego. Urszula Zajączkowska, która jest jedną z wykładowczyń, łączy niezwykłą poetycką wrażliwość i głęboką, fachową wiedzę z zakresu botaniki czy w ogóle biologii. Dzięki temu jest w stanie w tak przejmujący sposób pisać o naturze i o człowieku w tej naturze. My będziemy przede wszystkim starali się zbudować wrażliwość na pewne zjawiska. Będziemy się zmuszali cały czas do zmieniania perspektyw. Będziemy eksplorowali terytoria, które są nie do końca związane z procesem pisania. Będziemy mieli zajęcia z ciszy. Będziemy mieli długie wędrówki i rysowanie map. Będą różnego rodzaju formy, które na pierwszy rzut oka nie mają sensu, ani związku z procesem pisarskim. Natomiast pogłębiają doświadczenie albo je różnicują, zmieniają perspektywę. Przez to jesteśmy w stanie pokazać inne aspekty rzeczywistości, które są użyteczne w ekokrytycznym namyśle.
Czy mógłbyś podać swoje ulubione przykłady tekstów ekokrytycznych?
Przychodzą mi do głowy książki budujące intelektualny narzędziownik, dzięki któremu możemy sobie uświadamiać te kwestie. Cyborg w ogrodzie Julii Fiedorczuk to oczywiście podstawa. Przebudowa społeczeństwa Murraya Bookchina jest dla mnie fundamentalną książką, ponieważ autor idzie w poprzek podziałów na ekologów i nieekologów oraz uwzględnia kwestie społeczne. Bookchin jest twórcą bardzo przekonującej koncepcji ekologii społecznej. Następna pozycja to Głęboka ekologia Arne Næssa Jagody Kulasiewicz o ideach Næssa, z którymi w większości się nie zgadzam, ale publikacja jest niezmiernie ciekawa. I dalej: Geopoetyka: związki literatury i środowiska Anny Kronenberg w oparciu o wiersze i twórczość Kennetha White'a. Te teksty budują namiastkę teorii. Myślę też, że dobrym punktem wyjścia do tego, czym jest tekst zbudowany o refleksję ekokrytyczną, może być twórczość Ursuli Le Guin, zwłaszcza Słowo „las” znaczy „świat” albo Wydziedziczeni, w ramach cyklu Sześć światów Hain. W tych tekstach używa ona ekopoetyki absolutnie mistrzowsko.
Jaka będzie sylwetka absolwenta waszej szkoły?
Po pierwsze, jest to ktoś, kto ma zbudowaną refleksję ekokrytyczną, to znaczy uwzględnia w swoim namyśle nad rzeczywistością relację człowieka i środowiska. I uwzględnia w tym uwzględnieniu też wszystkie inne dziedziny — nie ma refleksji ekokrytycznej bez refleksji nad kwestiami płci, sprawiedliwości społecznej, itd. Po drugie ma zestaw pomysłów na to, w jaki sposób używać tej refleksji w swoim procesie pisarskim. Posiada też dostęp do środków przekazu, w których będzie mógł uprawiać tak rozumiane pisarstwo.
Będąc krytykiem polskiego krajobrazu architektonicznego, starasz się również rozszerzyć swoją perspektywę na środowisko?
W tej chwili pracuję nad wznowieniem Wanny z kolumnadą. Książka będzie uzupełniona o tę kwestię. Ale nie w takim sensie, że nagle przybędzie w niej tekstów związanych z katastrofą klimatyczną. Chodzi o to, że można problemy miasta „ukontekstowić” ekologicznie. W pierwszym reportażu o planowaniu przestrzennym aktualnie nie pojawia się refleksja o kosztach środowiskowych braku planowania. A pozwala ono przecież gospodarować w racjonalny sposób przestrzenią i zasobami. Jeżeli mamy rozwleczone miasto, rośnie też koszt środowiskowy. Jeżeli mówimy o termomodernizacjach, których kolorowy aspekt wyśmiewam w tekście o pastelozie, to można tam uwzględnić w postaci kilku prostych zdań informację, że niezależnie od tego, jakie kolory sobie „walnęliśmy” na blokach, dzięki styropianowi ich wydajność energetyczna jest teraz o wiele lepsza. Traktuję pisanie jako proces dowiadywania się o kwestiach, które mnie nurtują, a właściwie nie ma rzeczy, która by mnie bardziej nurtowała w dłuższej perspektywie niż zagadnienia związane ze środowiskiem. Proces pisarski pozwala mi osiągnąć pewien wgląd w te problemy, które nie dają mi spokoju, no i tak właśnie robię.
Jak można ekokrytykę zastosować w krytyce architektonicznej?
To bardzo proste. Wystarczy sobie uświadomić, że 8% światowych emisji dwutlenku węgla to produkcja cementu. Jeśli wziąć pod uwagę emisje związane z powstawaniem, budowaniem i użytkowaniem budynków liczba ta znacząco wzrasta. Anna Cymer ostatnio opublikowała tekst na portalu Culture.pl o tym, że trzeba sobie jasno powiedzieć, że budowanie w świetle katastrofy klimatycznej jest już nieetyczne. Nie da się go obronić. Ten cały proces jest tak rozrzutny energetycznie i tak uzależniony od różnych źródeł, które są na wyczerpaniu, że właściwie jedynym rozsądnym działaniem byłoby zaprzestanie realizacji nowych obiektów. Podobne rzeczy mówi Zbigniew Maćków w ramach swojej publicystyki, ale też think tanku Gęsto, który zorganizował przy pracowni. Zauważa, że trzeba architekturę całkowicie przemyśleć. Zastanowić się, jak można budynków używać ponownie, przekształcać je w zależności od funkcji i recyklingować. Mnie w Polsce takiej refleksji brakuje, bo z reguły sprowadza się ona do rzeczy nieistotnych, do pasywności czy energooszczędności, zamiast namysłu nad sensownością i etycznym wymiarem budowania. Spokojnie można refleksję ekokrytyczną uwzględniać także na poziomie estetycznym czy formalnym, zadając na przykład pytanie na ile budynek respektuje środowisko swoją formą, w jaki sposób się do niego odnosi. W jaki sposób wykorzystuje naturę — ozdobnikowy czy głębszy. Myślę, że nasza szkoła może zapewnić każdej osobie zajmującej się krytyką architektoniczną, czy w ogóle pisaniem o architekturze, zrozumienie tych zależności.