Magdalena Federowicz-Boule
Wierzę, że nikt celowo nie izoluje ludzi. Powinniśmy projektować dla każdego bez względu na to, jaki jest jego status – mówi w rozmowie z Aleksandrą Czupkiewicz Magdalena Federowicz-Boule.
W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że Paryż jest najbardziej inspirującym z miast. Co ma takiego, czego nie mają inne miasta?
Jestem również Francuzką (wprawdzie poprzez mariaż) i m.in. z tego powodu mam do Paryża duży sentyment. To wielowarstwowe miasto latami budowała historia, w jednym miejscu odnajdziemy budynki z różnych epok. Jego niezniszczona przez wojnę tkanka jest niesamowitą lekcją historii architektury. Najbardziej urzekają mnie jednak opowieści o mieszkających tu i tworzących ludziach.
Czy nierówności społeczne, o których często słyszymy w kontekście dużych miast, mają odzwierciedlenie w architekturze? Jak im zapobiegać?
W Paryżu widać dzielnice bogatsze i biedniejsze. Zauważalne jest tu budownictwo socjalne, również w centrum miasta. Niewiele osób jednak wie, że mniej zamożne osoby także otrzymują przydział mieszkań w typowo kamienicznej zabudowie. Podczas jednego ze zjazdów koła Architekci bez Granic omawiano imigrację na przykładzie Marsylii, gdzie nie zawsze udaje się imigrantów zasymilować z ludnością lokalną. To powoduje i frustrację, i rasizm. Trzeba powiedzieć sobie wprost: każdy, kto przyjeżdża do innego kraju, przywozi ze sobą swoją historię, pewien bagaż wspomnień, nie zawsze pozytywnych. Pierwsze pokolenie imigrantów jest szczęśliwe, jeśli znajdzie dla siebie miejsce do mieszkania, ale kolejne generacje potrzebują już czegoś więcej. Wierzę, że nikt celowo nie izoluje ludzi. Powinniśmy projektować dla każdego bez względu na to, jaki jest jego status. Popełniamy też błędy – czasem coś, co jest rozwiązaniem tymczasowym, staje się docelowe, a proces asymilacji nie zawsze się udaje. To nie jest tylko kwestia architektury, ale działań na jej granicy psychologii i socjologii.
Na polskich wydziałach architektury to studentki są większością, ale wyższe stanowiska w pracowniach projektowych nadal obejmują mężczyźni, częściej też widoczni w mediach. Pani współprowadzi biuro zatrudniające kilkadziesiąt osób, realizujące złożone projekty. Czy kiedykolwiek czuła Pani, że na drodze zawodowej płeć jest przeszkodą?
Statystyki dowodzą, że kobietom jest trudniej. Kończąc Politechnikę Warszawską, mieszkając w Detroit czy pracując we Francji, obserwowałam, że wiodącymi architektami i właścicielami biur byli mężczyźni. Kiedy 14 lat temu otwierałam swoje biuro, także stanowili w nim większość, należał do nich także mój wspólnik. Ta sytuacja się zmienia i obecnie dominują u nas kobiety. Na pewno nigdy nie czułam się od mężczyzn gorsza w zawodzie. We Francji emancypacja następowała wcześniej, kobiety szybciej szły do przodu. W jednym z biur zaproponowano mi prowadzenie projektu w Arabii Saudyjskiej. Z tej posady zrezygnowałam sama, bo uważałam, że mogę sobie nie poradzić właśnie z uwagi na płeć. Dostrzegam, że kobiety są w pracy bardziej emocjonalne, bardziej zaangażowane, dociekliwe, niuansujące, ale przez te cechy potrafią się szybciej wypalać. Mężczyźni częściej potrafią sobie więcej odpuścić, są bardziej długodystansowi, skupiają się, by projekt doprowadzić do końca i przy tym mniej się dekoncentrują. Połączenie tych dwóch różnych postaw powoduje, że team damsko-męski jest znakomity.
W portfolio biura Tremend znajdziemy projekty hoteli: od sieciowych przez butikowe aż po luksusowe przestrzenie. Co jest uniwersalne w projektowaniu miejsca, które w podróży zastępuje nam dom?
Jestem fanką podróży. Już na studiach jeździliśmy z kolegami starym trabantem i osiemnastoletnią Skodą, spaliśmy w lesie, ale pasjonowała nas historia architektury. Dopiero później to natura stała mi się bliższa. Fascynuje mnie życie plemion prymitywnych, jak Mursi, Karo, Hamerowie w Etiopii, Himba w Namibii czy Bison Horn Maria w Indiach. Powrót do korzeni, do prostoty życia jest niesamowite, bo człowiek doświadcza wszystkiego, co w życiu już ma, ale w innej, dużo prostszej formie. Łóżko przy ognisku jest najważniejszym, centralnym miejscem spotkań w domu – to może być zwykła mata, a pełni taką samą funkcję jak nasz stół. Zachwycają mnie zarówno plemienne dekoracje, biżuteria, dywany, jak i sposób życia tych społeczności, np. miejsca, gdzie kobieta odgrywa rolę mężczyzny. Projektowanie hoteli może sprowadzać się do obserwacji dzisiejszego stylu życia ludzi, a ten zmienia się w zawrotnym tempie. Kiedyś oczekiwaliśmy od noclegu wygodnego łóżka i ekstrapokoju, podczas COVID-u ważny stał się balkon i biurko do pracy. W częściach wspólnych stosowano podziały, dziś ta przestrzeń jest pozbawiona przegród. W uproszczeniu rozwiązań widzę mniejsze koszty dla planety, a przy tym dla inwestora. Kiedy zaczynałam pracę „na swoim”, zajmowaliśmy się przebudowami, np. starych orbisowskich hoteli o olbrzymich niewykorzystanych przestrzeniach i niezwykle niskich budżetach. Już wtedy myśleliśmy ekologiczne, bo zamiast wyrzucać, zastanawialiśmy się, co zostawić, żeby zaoszczędzić. Przy projektowaniu nie da się uciec od myślenia o przyszłości – trzeba mieć jakąś jej wizję i dopuszczać zmiany.