Muzeum Sztuki Nowoczesnej
Za fasadą złudnej prostoty kryją się skomplikowane historie konkursów oraz złożone technologie. Czy to miejsce przyjazne dla ludzi i odpowiednie dla sztuki?
Projekt MSN był stracony już na starcie – w momencie, kiedy przeobraził się w internetowego mema. Potem było już coraz trudniej
Na początku był render. Szary i niezbyt realistyczny. Nie sposób było stwierdzić, czy przedstawiony na nim budynek ma zostać pokryty polerowanym betonem (jak twierdził autor, szwajcarski architekt Christian Kerez), blachą czy tynkiem. Potem pojawił się anonimowy internetowy śmieszek, który na szarej ścianie przykleił logo jednego z sieciowych supermarketów (lol iksde). Graficzny żart momentalnie stał się viralem, a społeczność (nie tylko internetowa) dowiedziała się, że w Warszawie ma powstać nowe muzeum, którego projekt wyłoniono w międzynarodowym konkursie. I że ten projekt jest brzydki. Na próżno architekci podkreślali formalne wyrafinowanie koncepcji Kereza. Projekt Muzeum Sztuki Nowoczesnej był stracony już na starcie – w momencie, kiedy przeobraził się w internetowego mema.
Siedem lat później rozpoczęto procedurę negocjacji z ogłoszeniem (po wcześniejszych porażkach władze Warszawy nie zdecydowały się na kolejny konkurs). Jej wyniki przemknęły przez uniwersum polskiego internetu niemal niezauważone. Może dlatego, że zwycięska pracownia Thomasa Phifera nie dostarczyła pretekstu do ataku, prezentując realistyczne wizualizacje, na których pudełkowy kształt muzealnego gmachu nie był nadto widoczny? Trwająca ponad pięć lat budowa także przebiegała we względnej medialnej ciszy (o ile ciche może być wznoszenie obiektu o kubaturze 135 650 m3 w samym sercu stolicy). Wrzawa wybuchła dopiero w połowie października 2024 roku, kiedy ogłoszono uroczyste otwarcie nowego Muzeum Sztuki Nowoczesnej. W ciągu zaledwie kilku tygodni stanowisko w dyskusji o MSN zdążyli zająć praktycznie wszyscy – od architektów i polityków przez publicystów po autorów memów. Ci ostatni porównali betonową bryłę do paczkomatu, kontenera, pralki, konsoli – jednym słowem: do wszystkiego, co białe i prostopadłościenne.
Większą wyobraźnią wykazali się autorzy alternatywnych wizji gmachu muzeum – architekci Marta i Tomasz Gerasowie (pracownia Architektura Klasyczna) oraz Sebastian Pitoń (Autorska Pracownia Architektoniczna Sebastian Pitoń). Pierwsi zaproponowali monumentalny obiekt w duchu petersburskiego neoklasycyzmu, drugi sięgnął po detale charakterystyczne dla polskiego renesansu i dodał pomnik upamiętniający Bitwę Warszawską, na którym gigantyczny biały orzeł w koronie rozszarpuje węża. Warto pochylić się nad tymi koncepcjami (czy raczej reakcjami, jakie wywołały) i rozważyć, czy w sporze o MSN na pewno chodzi o formę? Krótki przegląd opinii wygłaszanych publicznie i zamieszczanych w internecie pozwala sądzić, że dyskusja o budynku autorstwa Thomasa Phifera wcale nie toczy się wokół architektury. Co więcej, ona w gruncie rzeczy nie dotyczy nawet estetyki. To spór światopoglądowy, który można by zamknąć w pytaniu: powiedz mi, co sądzisz o nowym gmachu MSN, a powiem ci, kim jesteś.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski deklaruje, że budynek (mu się) wyjątkowo podoba (natemat.pl). Poseł Witold Tumanowicz z Konfederacji wręcz przeciwnie: To jest naprawdę koszmar. Nie ma tu nic z nowoczesności. Po prostu koszmarek w centrum stolicy – mówi (natemat.pl). Doradca prezydenta Andrzeja Dudy – Błażej Poboży – w rozmowie w Polsacie stwierdza, że to obrzydliwy, przeskalowany, bardzo drogi budynek, który zniszczył i tak fatalne centrum stolicy. Europoseł Patryk Jaki poświęca MSN wiele wpisów na platformie X, porównując muzeum m.in. do kontenera. Z kolei Krzysztof Bosak zauważa jedną zaletę gmachu: dzięki prostopadłościennemu kształtowi jego bryły ciągle można go przerobić na coś, co wygląda jak budynek (wpis na Facebooku ilustruje wizualizacją koncepcji Marty i Tomasza Gerasów).
W osiągającej coraz wyższą temperaturę dyskusji nie może zabraknąć odniesień do ikon światowej architektury. Wiceminister Władysław Teofil Bartoszewski z konserwatywnego PSL-u dzieli się fachową uwagą, że Guggenheim to nie jest. Bilbao to też nie jest (natemat.pl). Jego opinia kłóci się z deklaracją dziennikarki „Gazety Wyborczej”, która zwiedziła Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie i podobało jej się bardziej niż w Guggenheimie (gazeta.pl). Artur Troost, publicysta „Krytyki Politycznej” pisze, że betonowy kloc na placu Defilad to najlepsze, co spotkało Warszawę w ostatnich latach i odważnie zestawia je z paryskim Centre Pompidou. Za granicę zerkają także autorzy wypowiedzi cytowanych przez portal DoRzeczy.pl.
Dlaczego nie można było w Warszawie zbudować czego ładnego? (pisownia oryginalna) – pyta Michał Witkowski, opatrując swój post zdjęciami muzeów w Mexico City i Seulu. Do zagranicznych autorytetów odwołuje się nawet dyrektorka MSN, Joanna Mytkowska. W rozmowie dla portalu gazeta.pl ujawnia, że placówkę odwiedził niedawno Gregor Muir, dyrektor kolekcji Tate Modern. Był nim zachwycony. Powiedział, że z perspektywy wystawienniczej jest to budynek bardzo wysokiej jakości funkcjonalnej i estetycznej, bardzo solidnie zbudowany. Mytkowska zdaje sobie sprawę, że gmach budzi różne, często skrajne emocje. Do negatywnych komentarzy zdaje się jednak nie przywiązywać zbyt dużej wagi. Odnoszę wrażenie, że część z nich jest generowana zresztą przez boty – wyznaje (tvp.info).
Temperatura dyskusji nieco opada, gdy z politycznych salonów przeniesiemy się do środowiska architektów oraz krytyków architektury i zajrzymy do ich mediów społecznościowych. Urbanista Kuba Snopek określa gmach MSN jako nietuzinkową architekturę. Tomasz Malkowski popada w egzaltację, stwierdzając, że ten budynek i cały kosmos, który w sobie pomieści – odmienią nas. Robert Konieczny uznaje: Hejt, który wylewa się na ten budynek jest (…) krzywdzący, zaś samo muzeum nie jest może dziełem na miarę najwybitniejszych światowych osiągnięć, ale na pewno jest porządnym architektonicznym rzemiosłem („Dziennik Zachodni”). Architekt Jacek Krych ironicznie pozdrawia malkontentów, niezadowolonych, rozczarowanych i wszystkich innych znafcuf pudełek! (pisownia oryginalna). Tymi „znawcami” są zapewne ci projektanci, którzy jak Michał Domińczak piszą w kontekście realizacji autorstwa Phifera, że słowo-klucz, które określa architekturę „nowoczesną”, (to) IMPOTENCJA, lub śladem pracowni Architektura Klasyczna cytują popularne portale (wyrywając z kontekstu zdanie, które w oryginale nie ma wcale krytycznej wymowy): Dwa wielkie pudła, ustawione jedno na drugim – Dezeen nazywa rzeczy po imieniu.
Gdzieś na marginesie inby cicho pobrzmiewają głosy rozsądku. Jest to zdecydowanie inna architektura niż ta, której chyba wszyscy oczekiwali – mówi antropolog architektury Michał Murawski w rozmowie z Zuzanną Piwek (propertydesign.pl). Może to dobrze, że wychodzimy trochę poza swoją strefę komfortu? – zastanawia się. Anna Cymer dodaje, że ten budynek jest jakiegoś rodzaju opakowaniem dla pewnego przedsięwzięcia i dopiero wraz z nim pokaże swoją wartość. Tymczasem my teraz rozmawiamy o samym pudełku. To nie ma sensu (podcast 30/30 Architektura-murator). W podobnym tonie wypowiada się Filip Springer: Gdy życie, dla którego ten budynek został powołany, zacznie się tam toczyć, wtedy dopiero będziemy mieć mandat do wypowiadania się o tym, co na temat tego gmachu sądzimy (Instytut Reportażu, patronite.pl).
Tymczasem ja, czytając tysięczną wypowiedź, że to pralnia pieniędzy i architektoniczny koszmar, że społeczeństwo nie dorosło i widać brak edukacji artystycznej, dochodzę do wniosku, że ta dyskusja nie jest tak naprawdę dyskusją. To przekrzykiwanie się dwóch zwaśnionych grup kibiców, wrzask w przestrzeni cyfrowej. I że kompletnie nie ma sensu, bo do niczego nie prowadzi. I wcale nie świadczy o rosnącym zainteresowaniu architekturą, estetyką i sztuką współczesną. Mówi jedynie o tym, że jesteśmy w stanie pokłócić się o wszystko – o kryzys klimatyczny, bieżącą politykę rządu, formę Roberta Lewandowskiego. I o Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Błażej Ciarkowski