Maciej Popławski
Dobry projekt na półce jest wart tyle samo, co zły [W WYDANIU CYFROWYM DŁUŻSZA WERSJA WYWIADU].
Z Jakubem Podgórskim założyliście pracownię w 2020 roku. Po 4 latach na Waszej stronie są opublikowane 24 konkursy. Choć z pewnością jest to nad wyraz duże uproszczenie, to każdego roku oddawaliście sześć konkursów, a więc praca nad jednym trwała 2 miesiące. To obrazuje, jak intensywna jest Wasza praca zarówno fizycznie, jak i ideowo.
Sami mamy poczucie, że jest to dość szybkie tempo. Był okres, kiedy przygotowaliśmy kilka konkursów na raz, ale nad każdym z nich pracował inny zespół. Jednocześnie braliśmy także udział w konkursach dwuetapowych, przy których ilość pracy jest dwukrotnie większa, a czas opracowania to zwykle ok. pół roku. To czyni tę statystykę pewnie jeszcze ciekawszą. Wybierając konkurs, staramy się analizować kilka czynników. Na wstępie odrzucamy opracowania studialne – z punktu widzenia logiki ekonomicznej i organizacji biura nie mają one sensu. W drugiej kolejności weryfikujemy, czy dany konkurs ma rozsądne założenia finansowe, poprawne zapisy formalne, np. te dotyczące praw autorskich lub istotnych postanowień w umowie, które mogą być ważne podczas ewentualnych negocjacji. Od czasu podjęcia międzynarodowej współpracy z LAN Architecture, David Chipperfield Architects Berlin większą wagę przywiązujemy do składu jury, który dla zagranicznych biur był jedną z pierwszych poruszanych kwestii. Sprawdzamy, czy w są w nim osoby, które cenimy i na ile przewodniczący sądu konkursowego ma autorytet oraz twardą rękę, która nie odda całkowicie pola stronie zamawiającego i w pierwszej kolejności zadba o aspekty architektury. Z tak wyselekcjonowanych konkursów bierzemy udział w tych dla nas tematycznie najciekawszych i przy których praca będzie interesująca. Rynek jest zmienny, czasem pula konkursów bywa mała i zdarza się, że nie ma z czego dokonać wyboru. Ostatnie lata, za poprzedniej władzy, były dość bogate pod względem liczby konkursów, ale czy dojdą do realizacji, to już jest osobnym zagadnieniem.
W konkursach nagrodzono Was 19 razy, w tym pięcioma nagrodami głównymi zapewniającymi realizację. Wciąż czekacie na rozpoczęcie budowy pierwszego wygranego opracowania na basen w Piasecznie (2020), a na początku marca 2024 roku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ogłosiło, rezygnację z inwestycji Centrum Konserwatorsko-Magazynowe Muzeum Narodowego w Warszawie, które miało powstać na bazie Waszej zwycięskiej koncepcji (2022). Czym będzie dla Was realizacja wygranych konkursów?
Będzie to dla nas całkiem nowy etap, do którego wcześniej nie udało nam się dojść. Powstanie obiektu samo w sobie jest wielkim doświadczeniem: nauką i weryfikacją naszego podejścia na wielu frontach. Sprawdzimy nie tylko aspekty techniczne naszej pracy, lecz także formułę przygotowanej przez nas dokumentacji. Najważniejsze, że do obiektu będzie można pójść, zobaczyć go, dotknąć i poczuć jak on działa. Z początkiem roku 2025 rozpoczyna się budowa basenu, więc całkiem możliwe, że w 2026 roku będzie można się w nim wykąpać. Wydaje mi się, że taki jest trochę cel tego wszystkiego – budowa, który dodatkowo jest potęgowany przez ilość opracowań, które zrobiliśmy i, z których na razie można powiedzieć, że chyba nic nie zostało. Podobnie część dokumentacji, które wydaliśmy i wiemy, że ze względów niezależnych od nas raczej nic z nich nie postanie. Jest to poczucie takiej pracy trochę na darmo. Zaangażowanie w doglądanie każdego szczegółu, detali, przygotowywanie próbek materiałowych, liczne spotkania z zamawiającym ostatecznie nie mają sensu, jeśli do budowy nie dochodzi. Dobry projekt na półce jest wart tyle samo, co zły.
Budowa, choć jest naturalnym etapem w naszym zawodzie, to są też architekci znani wyłącznie z projektów teoretycznych, a w środowisku zdarzają się głosy, że druga nagroda jest czasem lepsza od pierwszej. Pojawia się element wyróżnienia, ale nie ma współpracy z sektorem publicznym, która może być procesem wymagającym i nie dla każdego.
Z ekonomicznego punktu widzenia druga nagroda jest po prostu niewystarczająca. Oczywiście jeśli się coś robi po godzinach w dwie lub trzy osoby, to ta kwota kilku tysięcy na głowę może dawać poczucie gratyfikacji, ale nie jest w stanie zrekompensować nakładów finansowych za pracę tych samych ludzi w biurze przez dwa lub trzy miesiące. Wszystkie niezrealizowane konkursy to nie tylko zaprzepaszczona praca architektów, lecz także wysiłek wszystkich osób po stronie zamawiającego, w całej państwowej machinie, które gdzieś po drodze musiały dany konkurs przygotować, uzgadniać i opiniować. Koszt pracy, jeśli projekt zostanie na półce, jest marnotrawstwem publicznych środków, i to przerażające.
Jak polski system konkursowy odbierali Wasi współprojektujący z zagranicy? Na ile są świadomi sytuacji politycznej, która w przypadku Pałacu Saskiego dla projektantów w Polsce była kluczową w podjęciu decyzji o udziale w konkursie?
Biznesowo, niestety, nasze konkursy wciąż nie są dla zagranicznych biur atrakcyjne. Bez wygranej raczej należy założyć, że branie w nich udziału jest dla nich stratą. Głównie zależy im na spróbowaniu projektowania na naszym rynku i być może wejściu w sektor prywatny. Po stronie Chipperfielda w konkursie na Teatr Polskiej Opery Królewskiej brał udział polski architekt Hubert Pawela, zaś konkurs na Pałac Saski, który wykonaliśmy z LAN Architects, był jedynym w swoim rodzaju, z warunkami jak na nasze realia nadzwyczaj dobrymi. Od początku współpracy otwarcie mówiliśmy o różnych emocjach i wątpliwościach, które wzbudza odbudowa Pałacu Saskiego, u nas w biurze one także się pojawiły. Decydując się na udział, założyliśmy, że musimy to zrobić mądrze, aby później nie wstydzić się naszej pracy. Biura międzynarodowe mają też doświadczenie w innych miejscach, są każdorazowo przygotowane na researching wykraczający poza czysto architektoniczne, urbanistyczne analizy, np. te z poziomu społeczno-politycznego. I tak wspólnie z LAN-em, gdzieś w połowie pracy mieliśmy już poczucie, że robimy konkurs, którego nie wygramy. W mediach podczas konferencji czy w formie artykułów pojawiały się wypowiedzi ekspertów zasiadających w sądzie konkursowym i było dla nas jasne, że przepisem na wygraną jest realizacja podobna do berlińskiego Forum Humbolta (2020, proj. Franco Stelli). Nasz pomysł na laboratorium budowy z drewna nie przystawał do tej wizji. Dużo mówię o rzeczach trudnych czy niewygodnych, ale są też inne akcenty, np. LAN Architects byli bardzo pozytywnie zaskoczeni formą ogłoszenia wyników konkursu, że przy rozdaniu nagród w konkursie na Pałac Saski ogłoszono je siedzibie SARP, na Foksalu, gdzie wisiały wszystkie prace z krótkim komentarzem. We Francji otrzymuje się po prostu sprawozdanie z informacją, czy się wygrało, czy nie, i dlaczego.
Zbudowaliście 10-osobowy zespół młodych ludzi. Jakich cech szukacie u architektów i architektek?
Mam poczucie, że najważniejsze i najcenniejsze u współpracowników są zaangażowanie, aktywna postawa i odpowiedzialność. Wówczas, niezależnie od poziomu wiedzy i rodzaju zadania, dążysz za wszelką cenę do rozwiązania problemu czy zagadnienia w możliwie jak najlepszy sposób. Jeśli czegoś nie wiesz, to starasz się szukać odpowiedzi, uzupełniać wiedzę albo zadawać pytania. Łatwiej tę zasadę aplikować do zagadnień technicznych, konkretnych, np. projektów wykonawczych, trudniej do pracy koncepcyjnej, gdzie czasem nawet jeśli bardzo chcemy, to kreatywna strona naszego zawodu może nie być atutem.