Cyrkularny Gdańsk. Centrum odzysku odpadów
O dyplomie na temat zagospodarowania odpadami rozmawiają Monika Arczyńska i Michał Jabłonowski. Dyplom został przygotowany na WAPG.
Monika Arczyńska: Michale, miałeś dla swojego tematu dyplomowego niezwykłą inspirację, wynikającą z obserwacji uniwersalnego problemu, ale w dość egzotycznym miejscu.
Michał Jabłonowski: Tak, ta obserwacja dotyczyła tego, jak w Kairze, jednym z największych miast na świecie, gdzie studiowałem w ramach Erasmusa, radzą sobie z odpadami. Nie działo się to odgórnie, przy pomocy służb miejskich, tylko te odpady były zagospodarowywane oddolnie przez tzw. zabbaleenów. To ludzie, którzy zajmują się zbieraniem odpadów i traktują je nie jak śmieci, tylko surowce. To dla nich główne źródło dochodu: pobierają opłaty za ich odbiór, a następnie sortują na różne frakcje i sprzedają. Odpady organiczne wykorzystywane są jako karma dla świń hodowanych na ich osiedlu. Wykształciła się tam „strefa gospodarcza”, która funkcjonowała wokół śmieci i ich przetwarzania. Przykład zabbaleenów potwierdzał, że to, co dla jednych jest odpadem, dla innych może być wartościowym materiałem, zapewniającym przeżycie 20 tys. ludzi. W dyplomie starałem się więc odpowiedzieć na pytanie, czy możemy wynieść coś z przykładu zabbaleenów dla siebie.
MA: Dyplom obroniłeś już kilka lat temu, ale specjalnie wybrałam go do Teorii i praktyki, bo wydaje mi się, że był wówczas bardzo innowacyjny, a dziś znacznie częściej rozmawiamy o obiegu materii i energii w środowisku zbudowanym. Twoja praca przypomina mi zrealizowane w międzyczasie projekty, takie jak szkoła dla ukraińskich dzieci autorstwa xystudio, przy których wykorzystywano rzeczy, co prawda nie ze śmietnika, ale np. próbki materiałów wykończeniowych, zwykle zalegające w pracowniach architektonicznych.
MJ: W ramach mojej pracy powstała cała strategia działania na różnych poziomach. Była chociażby aplikacja pozwalająca dowiedzieć się, jak zagospodarować różne odpady, i gdzie możemy się pozbyć tych rzeczy, których standardowo nie możemy wrzucić do pojemników. Dziś takie rozwiązania już funkcjonują na rynku. Zaproponowałem także sortownię, co wynikało z wchodzących wówczas w życie przepisów, które obligują każde miasto do stworzenia punktu selektywnej zbiórki odpadów komunalnych. Jeśli więc takie punkty i tak miały powstać, mogłyby działać jako większe centra recyklingu, gdzie trafiałyby różne surowce. Część z nich rzeczywiście zostałaby potraktowana jako bezużyteczny odpad i przewieziona do spalarni, ale ułamek tego, co nadawałoby się do ponownego użycia, np. meble czy inne elementy wyposażenia, mógłby zostać na miejscu przetworzony lub przekazany dalej. Po to, aby np. przyjeżdżający do miasta student zaopatrzył się w meble do wynajmowanego pokoju. Tak samo sortownia mogłaby być atrakcyjnym zasobem materiałów dla firm projektowych.
MA: Twój dyplom był nietypowy, jeśli chodzi o sam temat, ale też odważny w kontekście badawczego podejścia do zagadnienia. Prawie cofnięto Twoją pracę przed samym jej złożeniem, wymagając, żeby jeszcze coś tu doprojektować.
MJ: To prawda, mój dyplom mocno skupiał się na szukaniu systemowych rozwiązań. Początkowo myślałem o tym, żeby obowiązkowym elementem projektowym była modelowa wiata śmietnikowa, ale wydawało mi się to niewystarczające. Ostatecznie zaprojektowałem centrum recyklingu, które poza podstawową, wynikającą z przepisów funkcją, miałoby mieć jeszcze dodatkowy element – lokalny warsztat i magazyn, pozwalające na ponowne wykorzystywanie rzeczy. Miało to działać na zasadzie sharing boxa, czyli przynoszone przez mieszkańców przedmioty poddawane byłyby weryfikacji, czy są bezpieczne i mogą być ponownie użyte, a inni za drobną opłatą lub za darmo mogliby z tych rzeczy skorzystać. W sortowni miały być też prowadzone dla nich warsztaty edukacyjne, np. we współpracy z artystami, podczas których by odnawiano produkty lub wyrabiano nowe. Różne zagraniczne przykłady pokazują, że możliwości funkcjonowania takich obiektów jest wiele!
MA: Odnoszę wrażenie, że dzisiaj Twój dyplom zyskałby większą przychylność, bo obecnie lepiej rozumie się różnicę między dyplomem inżynierskim, który ma potwierdzić umiejętność zaprojektowania budynku, a magisterskim, stanowiącym wstęp do studiów doktoranckich. U Ciebie komponent badawczy był niezwykle rozbudowany i faktycznie sytuował się gdzieś pomiędzy. Pamiętam, że oprócz dokładnej analizy tego, w jaki sposób odpady są sortowane i przetwarzane lub utylizowane, koncentrowałeś się bardzo na aspekcie społecznym, np. pytałeś w skupach złomu, kto te odpady sprzedaje – czy to są ludzie, dla których to sposób na przeżycie, czy raczej seniorzy dorabiający do emerytury?
MJ: Tak, bo punktem wyjścia do analizy tego tematu był Kair i zabbaleeni. Zastanawiałem się, czy podobny proces odbywa się w Polsce i myślę, że każdy z nas widział w przestrzeni miasta kogoś, kto idzie z wózeczkiem, zbierając odpady z ulic i śmietników, wybierając najcenniejsze surowce, by je potem sprzedać. Dodatkowym efektem ich pracy jest to, że w przestrzeniach publicznych mamy mniej śmieci (zazwyczaj), dlatego być może warto byłoby ich wesprzeć. Przygotowując dyplom, dużo uwagi poświęciłem rozwiązaniom przyjaznym użytkownikom, czyli dostępnej infrastrukturze i łatwemu dostępowi do informacji. Mieszkańcy to najważniejsi i najliczniejsi uczestnicy procesu produkcji i recyklingu odpadów. Ważne są też ich nawyki. Przykład Kairu pokazuje, że gdy miasto postanowiło odgórnie rozwiązać problem gromadzenia i przetwarzania odpadów i zatrudniło w tym celu zagraniczne firmy nieznające kontekstu, skończyło się to totalnym fiaskiem, bo wszyscy byli za bardzo przyzwyczajeni do tradycyjnego systemu.
MA: Widzę tutaj znów odwołanie do tego, w jaki sposób powinniśmy budować, używając jak najwięcej elementów z odzysku. Obecnie mamy fundację BRDA, wysyłającą okna z rozbiórek do Ukrainy, czy ponowne użycie materiałów w modelowych przykładach, takich jak warszawski biurowiec Atrium, ale wygląda na to, że przewidziałeś w swoim dyplomie przyszłość!
MJ: Tak, chociaż już wtedy znane było pojęcie urban mining, oznaczające, że tkanka miejska to kopalnia surowców, a także wszystko, co rozbierzemy, ponownie wykorzystamy przy wznoszeniu nowych obiektów. Jednym z przykładów, które analizowałem, był właśnie magazyn materiałów budowlanych, z którego można by bezpośrednio odbierać te produkty z odzysku i znów ich użyć.
MA: Michale, dzisiaj pracujemy razem i w naszym biurze też zajmujesz się nietypowymi tematami. Masz, co prawda, na koncie kilka masterplanów i projektów przestrzeni publicznych, takich jak wyróżniane planty w Dąbrowie Górniczej, ale raczej nie powiedziałbyś, że wykonujesz stereotypowe zadania architekta. Czy brakuje Ci projektowania? Jak z Twoim poczuciem sprawczości i zmieniania świata?
MJ: Architektem „kubaturowym” zdecydowanie się nie czuję, bo spośród wszystkich moich projektów przestrzeni publicznych jedyny obiekt kubaturowy to modułowa toaleta...
MA:...masz więc w dorobku całe 2 m2 budynku!
MJ: Natomiast zupełnie nie brakuje mi projektowania kubatur. Efekt mojej pracy albo nie będzie widoczny, albo będzie dostrzegalny dopiero z bardzo dużym opóźnieniem. Wydaje mi się jednak, że paradoksalnie mam większą sprawczość w kontekście rozwoju miast, niż gdybym projektował obiekty kubaturowe. Architekci mają oczywiście bezpośredni wpływ na to, jak funkcjonują użytkownicy budynków, ale to wciąż dość wąski zakres. Często zaczynają swoją pracę w momencie, gdy kluczowe decyzje są już podjęte, a inwestorowi musi się zgadzać Excel. Ja pracuję zwykle jeszcze na etapie przedprojektowym albo na poziomie różnych polityk miejskich, więc w fazie kształtowania uwarunkowań dla zabudowy. Nawet jeśli spora część wykonanej pracy nigdy się nie zmaterializuje, to wierzę, że współpraca z wieloma i różnymi uczestnikami projektów przynosi pozytywny efekt dla przestrzeni – wzajemnie się od siebie uczymy i podejmujemy lepsze decyzje.