Antropocen: katastrofa już tu jest
O poszukiwaniu optymistycznych scenariuszy dla architektury i planowania w kontekście ich wpływu na środowisko rozmawiamy z Kacprem Kępińskim i Adrianem Krężlikiem – kuratorami wystawy Antropocen, która po prezentacji w warszawskim Zodiaku od 23 marca będzie dostępna w Muzeum Architektury we Wrocławiu
Geologowie od lat postulują uznanie antropocenu za kolejną epokę geologiczną. Czy oficjalna zmiana w tabeli stratygraficznej Ziemi wpłynęłaby na postrzeganie problematyki, którą zajęli się Panowie na wystawie Antropocen?
Adrian Krężlik: Gdzieś około roku 1980 zaczęto myśleć o tym, jak na nowo opisać planetę, na której dzisiaj żyjemy. Epoki geologiczne odnoszą się do dużych zmian związanych np. z ruchami górotwórczymi Ziemi, wyznaczały powstawanie kontynentów czy pasm górskich. W przypadku antropocenu mówimy o zmianie, która jak tamte wpływa na klimat, ale jest spowodowana wyłącznie przez działalność człowieka. Gdy przygotowywaliśmy wystawę, mieliśmy do wyboru kilka innych określeń, jak: kapitałocen, dziadocen, andropocen, który mówi o epoce białego, starszego człowieka płci męskiej czy eremocen, który oznacza epokę samotności człowieka. Ta ostatnia nazwa jest dla mnie chyba najsmutniejsza, bo opisuje świat, w którym oprócz ludzi na Ziemi będą żyły tylko kurczaki, a wszystkie inne gatunki wymrą. Ale w każdej z nich mamy do czynienia z jednoznacznie negatywną wymową. Słowo antropocen nie jest tak pejoratywne, może być rozumiane różnorako. Zależało nam, by oprócz niekorzystnego wpływu człowieka i architektury na planetę, pokazać też pozytywny, żeby nie przekreślać wysiłku pewnej liczby osób, które dążą do zmiany na lepsze. Wystawa miała iść w kierunku nowej nadziei. Nie ma naszym zdaniem już miejsca na kolejne katastrofy, kolejne negatywne myśli i brak perspektyw. Nadszedł czas na pisanie jasnych, optymistycznych scenariuszy, pokazanie, w jakim kierunku możemy się rozwijać. Chcieliśmy powiedzieć, że rozwiązania istnieją i musimy pracować w oparciu o nie. Ta wystawa ma mówić o dobrej międzygatunkowej przyszłości dla wszystkich istot.
Kacper Kępiński: Katastrofa po prostu już tu jest. Po obserwacji danych i kolejnych opracowań naukowych nie sposób uciec od tej myśli. Jednocześnie straszenie apokaliptycznymi scenariuszami nie jest produktywne. Działa do pewnego momentu, daje możliwość ostrzeżenia i wpływania na emocje odbiorcy. Nam jednak chodzi o próbę spojrzenia na to, jak w tej kryzysowej sytuacji możemy funkcjonować i jaką rolę powinny w tym wszystkim pełnić architektura, urbanistyka i projektowanie w ogóle. Nie odrzucamy więc wizji katastrofy – pokazujemy opisujące ją dane, bo jest niezwykle ważne, aby w całej tej emocjonalnej debacie nie zapominać, że dysponujemy oczywistymi dowodami naukowymi na wpływ człowieka na klimat. Zamiast brnąć w dyskusję o winnych i wyrządzanych szkodach, przesuwamy namysł w stronę rozwiązań i dobrych praktyk.
AK: Dysponujemy licznymi dowodami na istnienie antropocenu. W celu budowy miasta w Singapurze czy Niderlandach, przesuwano linię brzegową. W Polsce jako przykład takich działań lądu można wskazać port w Gdyni albo przekop Mierzei Wiślanej. Transportujemy też dużą ilość materiałów, granit jedzie ze środkowej Europy gdzieś do Azji, stal z Południowej Afryki do Chin. Beton jest typowo antropoceńską skałą, z której powstają miasta, ale mamy też wszystkie tworzywa sztuczne, pochodne ropy naftowej i stal. Wspólnie tworzą one nowe warstwy geologiczne Ziemi. Myślę jednak, że antropocen nigdy nie będzie oficjalnym określeniem w geologii. Z jednej strony mam głęboką nadzieję, że to podejście się zmieni, z drugiej gdy śledzę ustalenia Klubu Rzymskiego, porozumienia wszystkich szczytów klimatycznych (właśnie trwa kolejny w Egipcie) czy ustalenia Protokołu z Kioto, widzę, że żadne z proponowanych działań nie zostały podjęte w sposób należyty. Spójrzmy na emisję dwutlenku węgla do atmosfery przez ostatnie 50 lat. Jedyne momenty, w których jego ilość się zmniejszyła, wiązały się z jakimiś wydarzeniami ekonomicznymi, a więc kolejno z kryzysem paliwowym 1972 roku, kryzysem ekonomicznym z 2008, a potem z pandemią. I za każdym razem, gdy emisja spadła, zaraz potem wracała do swoich poprzednich poziomów. I zaczynała rosnąć.
KK: Oficjalne nazwanie epoki w ten sposób miałoby wpływ głównie na narrację – byłoby kolejnym już potwierdzeniem panującego w nauce konsensusu co do przyczyn zmiany klimatu i roli człowieka. Nie sądzę jednak, żeby przełożyło się na sposób działania korporacji, rządów czy funkcjonowanie społeczeństw, w tym produkcji architektury.