Rozmowa z Andrzejem Owczarkiem, autorem biurowca Comarch
Jeżeli sposób myślenia o ochronie zabytków i rozwoju miasta we Wrocławiu mogę nazwać rajem dla architektów, to Łódź jest rodzajem czyśćca – o współpracy z konserwatorami zabytków, projektowaniu na Wschodzie i możliwościach, jakie stwarza proces dydaktyczny na prywatnej uczelni z Andrzejem Owczarkiem rozmawia Maja Mozga-Górecka.
Biurowiec Comarchu pawie dwukrotnie przewyższa istniejącą przy Jaracza zabudowę, w tym dawną fabrykę i unikatową modernistyczną kamienicę z lat 20. Czym Pan uzasadni tę gwałtowną zmianę skali?
Comarch formalnie nawiązuje wysokością do budynku mieszkalnego w głębi ulicy Jaracza, ale to nie formalne względy zadecydowały o zmianie skali. Nie było też silnych nacisków ze strony inwestora, by jak najintensywniej wykorzystać działkę. Uznałem, że pięć dodatkowych kondygnacji, tworzących bryłę trochę zdematerializowaną poprzez szklane elewacje, mocniej uzupełni istniejącą lukę w zabudowie. Robiliśmy badania nasłonecznienia sąsiędnich kamienic oraz samej sylwety, rozmawialiśmy z konserwatorem i architektem miasta i wspólnie zadecydowaliśmy, że przyjęta skala jest optymalna. Zgodnie z warunkami zabudowy, budynek jest cofnięty względem ulicy i górna bryła styka się z nią najwęższą ścianą. Gdy jedziemy Uniwersytecką lub Jaracza, wyłania się w ostatniej chwili. Gwałtowne przeskoki skali, nakładanie się budowli z różnych okresów to zjawisko typowo łódzkie. Idylliczna osada rzemieślnicza o pięknym planie zbudowana z parterowych domów tkaczy i długich ogrodów została pochłonięta podczas inwazji fabryk i kamienic czynszowych. Spadły na osadę z rewolucją przemysłową, która przyszła szybciej, niż się spodziewano. Co ciekawe ten piękny plan to wytrzymał, a swoisty kanibalizm urbanistyczny stał się aktem założycielskim miasta.