Ile erosa w architekturze?
O sztuce generatywnej, algorytmach projektowania i oswajaniu brutalnej geometrii – rozmowa Mai Mozgi-Góreckiej z Edgarem Bąkiem, projektantem identyfikacji wizualnej, rozpoznawalnym dzięki oszczędnemu, a jednocześnie mocnemu językowi przekazu.
Przygotował Pan oprawę graficzną do wystawy Archikolaże i wydarzenia Innowacje w Architekturze, zaprojektował m.in. logotyp na 25-lecie „Architektury-murator”. Czy praca dla „budowlanki” różni się zasadniczo od pracy dla branży spożywczej albo monopolowej? Są kolory, układy graficzne albo kroje pisma, które architektura woli od innych?
Na pewno. Trzeba się zastanowić, kto ten nasz projekt ma oglądać i jak długo. Jeżeli grupą docelową są sami architekci, to możemy mówić do nich językiem systemu opartego na geometrii. Geometria zawsze dobrze wpisuje się w pewnego rodzaju systemy, daje się składać trochę jak pudełka. Może to okrutne dla architektów uproszczenie, ale proces taki przypomina tworzenie budynków. Jeżeli z kolei odbiorcami są mieszkańcy jakiegoś miejsca, bo grafika ma funkcjonować w architekturze, to bardziej myślimy o historii, która dla tych osób będzie zrozumiała. W ten sposób powstały moje reliefy w budynku na ul. Sprzecznej w Warszawie. Jako temat dla grafika architektura często narzuca modernistyczne rozwiązania i one zazwyczaj oparte są na procesie, który ma coś wyjaśnić, poprawić, ulepszyć, sprawić, że będzie wygodniejsze. A z drugiej strony dziedziczy po tym modernizmie geometryczny język, proste czytelne formy, proporcje, które są przyjazne dla człowieka, a które człowieka w pewnym sensie „otaczają logiką”. Bo architektura jest logiczna. Nie zawsze oczywiście, ale często. Więc zmysł logiczny wkrada się we wszystko i porządkuje.