Pierwsze 30 lat. Kolejne 30 lat. Czas nowych wyzwań
Gdy tworzyliśmy "Architekturę-murator" uważałam, że potrzebna jest przestrzeń do aktualnej dyskusji, ale by też móc ją utrwalać dla kolejnych pokoleń w profesjonalny i dobrze udokumentowany sposób – mówi Arturowi Celińskiemu Ewa P. Porębska, a Artur Celiński odpowiada Ewie P. Porębskiej na pytania o to, jak tę przeszłość wykorzystać do tworzenia lepszej przyszłości.
Artur Celiński: W 1994 roku Polska jest tuż po terapii szokowej Balcerowicza, bezrobocie sięga 16%, inflacja zaczyna powoli spadać (ale z poziomu 44%). Środowisko architektoniczne narzeka na brak możliwości realizacji projektów. Głównym publicznym zleceniodawcą jest wciąż Kościół, a zagraniczni inwestorzy ściągają swoich własnych projektantów. Tymczasem po zamknięciu wydawanej dotychczas za publiczne pieniądze „Architektury”, postanowiliście, m.in. z Zygmuntem Stępińskim i Zytą Kusztrą, stworzyć w ówczesnym wydawnictwie Murator komercyjne pismo o architekturze. Chcieliście m.in. pomagać w rozstrzyganiu istotnych z zawodowego punktu widzenia problemów prawa, ubezpieczeń, etyki zawodowej i stowarzyszeń. Czy architekci i architektki bez pracy naprawdę chcieli wówczas dyskutować o wartościach i procedurach?
Ewa P. Porębska: W ogóle nie zadawałam sobie wtedy pytania, czego albo o czym chcą dyskutować architekci. Ja po prostu uważałam, że trzeba robić czasopismo. Pamiętajmy, że „Architektura-murator” w obecnej odsłonie narodziła się przecież z „Architektury” wydawanej wcześniej przed dziesięciolecia jako oficjalne czasopismo SARP, a której po przełomie politycznym 1989 roku zostałam redaktorem naczelnym. Po jego zamknięciu w wyniku braku finasowania bardzo ważne było zachowanie ciągłości i dbałość o to, by aktualny stan dyskusji o polskiej architekturze został utrwalony w profesjonalny i dobrze udokumentowany sposób. W tamtym okresie to miało niebagatelne znaczenie. Pamiętajmy też, że w tym czasie na świecie tradycyjne media, a zwłaszcza prasa drukowana, były potęgą. Pisma architektoniczne miewały ogromny wpływ na to, w jakim kierunku rozwijała się branża. Byliśmy tego świadomi również w Polsce. Zresztą – zdarzało się, że robiono nam wyrzuty z powodu publikacji krytycznych tekstów. Niektórzy odbierali krytykę bardzo osobiście – jak mogłaś opublikować taki tekst? – pytali – przecież to zostanie na zawsze!". Z dzisiejszej perspektywy bardzo się cieszę, że mamy to uchwycone na papierze. W pewnym, choć niemonumentalnym, sensie – „na zawsze”.
AC: I dzięki temu możemy zajrzeć do stanu ówczesnej środowiskowej świadomości. Pierwszy numer otwierał wywiad z Czesławem Bieleckim, który narzekał na wszystko – na intelektualne niechlujstwo polskich architektów i architektek; lekceważenie własnej tradycji, prowincjonalizm i fatalne prawo. Polską architekturę nazywał poprawnym naśladownictwem albo repliką kosmopolitycznej sztancy. Uczelnie architektoniczne krytykował za to, że uczą jedynie technicznych aspektów fachu, ale nie dają intelektualnego zaplecza, które na Zachodzie pozwala zrozumieć architektom, dlaczego rysują pewne formy. Dostało się także urbanistyce, którą nazwał polską szkoła akwarelistyki od umiłowania do kolorystycznych plam. Czytałem ten wywiad z mieszanymi uczuciami. Raz – bo wiem, co i jak robi teraz Czesław Bielecki; dwa – bo jednak o problemach z prawem i urbanistyką wciąż rozmawia się w podobnym duchu.
EP: Zacznijmy od tego, że wówczas Bielecki był symbolem walki o wolność, demokrację – ważnym symbolem, którego wypowiedzi miały ogromne znacznie. Dziś myślę, że to jedna z tych nauk, które możemy czerpać z naszej historii. Otóż słowa są słowami, a czyny czynami. Wielu architektom i architektkom zdarza się wpadać we wzniosłe, krytyczne tony. Wtedy od razu myślę – poczekajmy, sprawdźmy, jak te górnolotne słowa zweryfikuje rzeczywistość. Jeśli zaś chodzi o aktualność jego diagnoz, to część z tych pytań jest naturalna dla tamtych czasów, inne są dziś już stałym elementem naszego narzekania na rzeczywistość. Czasem uzasadnionego, czasem traktowanego jako wymówka przed wzięciem odpowiedzialności. Niezależnie od tego, każde pokolenie musi odpowiedzieć na swój własny sposób na te pytania, nie tylko patrząc na słowa, ale przede wszystkim na działania.