Jacek Bułat
Zdobywania zleceń nikt nas nie uczy, a stanowi to istotną część naszego zawodu – mówi w rozmowie z Aleksandrą Czupkiewicz Jacek Bułat.
Funkcjonuje Pan w zawodzie architekta od końca lat 70. Jak z perspektywy czasu ocenia Pan realia pracy w państwowych biurach projektowych w stosunku do prywatnej praktyki?
Po raz pierwszy jestem postawiony w roli nestora architektury... Zaczynając pracę w końcówce lat 70., ceniłem fakt, że w biurach projektowych pracowało się w zespołach stu- czy dwustuosobowych. Od czasu do czasu organizowano spotkania wewnętrzne, na których omawiano wszystkie projekty, niezależnie od ich stadium. W architekturze oceniano wtedy także pewną jej słuszność, estetykę, to czy projekt odpowiada danemu miejscu itd. Teraz jesteśmy weryfikowani pod względem przestrzegania paragrafów, nie ma natomiast procedury, która wartościuje choćby estetykę. Mam wrażenie, że obecnie funkcja sprawdzającego istnieje jedynie jako podpis na rysunku, a drobny błąd to dla architekta naprawdę ciężka sytuacja na budowie. Dawniej przychodząc do pracy, siadałem za biurkiem i czekałem aż kierownik zespołu przydzieli mi zadanie. Dziś jestem wolnym człowiekiem, ale o pracę muszę zabiegać sam. Zdobywania zleceń nikt nas nie uczy, a stanowi to istotną część naszego zawodu, wliczam w to także udział w przetargach czy konkursach.
Czy można i czy jest sens wartościować funkcjonowanie architektów w poprzednim systemie i dzisiaj? Co było lepsze?
Trudno mi odpowiedzieć. To w dużych biurach, przy tak ważnych ludziach jak m.in. Jerzy Buszkiewicz czy Bogdan Bednarek, nauczyłem się rzemiosła i właściwego podejścia do pracy. Przechodząc do własnej pracowni, te wartości chciałem przekazać dalej, ale dziś zespoły są mniejsze, a czas na opracowanie projektu krótszy. I choć technika komputerowa przyspiesza pewne rzeczy, to także prowokuje mimowolne błędy na zasadzie kopiuj – wklej. Dużą rolę nadal odgrywa w naszej pracy rozmowa. Mamy sześcioosobowy zespół, a jednocześnie pracujemy nad wieloma projektami. Siedzimy blisko siebie, więc kiedy ktoś zgłasza problem albo chciałby przedyskutować jakąś kwestię, to pochylamy się nad tym. Konfrontacja swoich pomysłów z innymi jest bardzo cenna – zapobiega odpływaniu w irracjonalne ścieżki projektowe.