Przestrzenie pracy w czasach pandemii
Architektura miejsc pracy powinna dziś charakteryzować się możliwością łatwego dostosowywania do obostrzeń i ograniczeń, które znienacka spadają na inwestorów i architektów. Rozwiązania projektowe i technologiczne nie sięgały nigdy dotąd w sferę wymogów epidemiologicznych. Obecnie nie możemy już jednak projektować bez świadomości „pandemicznej” – pisze Grzegorz Stiasny.
Ostatni rok przyniósł znaczące przemiany stylu pracy biurowej. Dająca się ludzkości we znaki pandemia jest ważnym, ale nie jedynym czynnikiem przemian w środowisku wielkomiejskiej pracy. Zanim jeszcze sytuacja epidemiologiczna wymusiła znacznie zwiększenie dystansu pomiędzy ludźmi w sensie najzupełniej fizycznym, w świecie biurowców słowo: „uelastycznienie" odmieniało się przez wszystkie przypadki. Chodziło wówczas nie tyle o elastyczne podejście do godzin i miejsca wykonywanej pracy, ile elastyczne zasady najmu powierzchni biurowych. Uzależnienie pracowników od mobilnych narzędzi i coraz bardziej swobodne podejście do miejsca wykonywania pracy obserwowaliśmy już w poprzedniej dekadzie. Kilka lat temu pytałem prowokacyjnie, czy będziemy płakać, jeśli z biur znikną stacjonarne komputery (Od Mordoru do start-upu. Nowe miejsca pracy, „A-m" 3/2016). Dziś jeszcze nie zniknęły, ale często stoją wyłączone. Ekwiwalentu za zużyty prąd i przepływające internetem dane domagają się za to coraz częściej osoby wykonujące swoje zawodowe obowiązki z domu.
Koniec tradycyjnego modelu
Do wybuchu pandemii system pracy w wielkomiejskich ośrodkach dobrze oddawał ukuty w połowie ubiegłego wieku paryski bon mot przedstawiający codzienność mieszkańców tego miasta: metro, boulot, dodo – dosłownie: metro, robota, lulu. Królowała praca stacjonarna, budowanie zespołów, współpraca w ramach grupy, wspólne osiąganie celów. Ostatnie dziesięciolecia to demontaż tego tradycyjnego modelu. Rozwinęło się delegowanie czynności na zewnątrz – outsourcing. W wymagających częstej mobilności zawodach zrezygnowano ze stałego miejsca w biurze na rzecz stanowisk współdzielonych, czyli tzw. hot-deskingu. W niewielu sektorach praktykowana była praca zdalna, dotyczyło to na przykład czynności wymagających skupienia, o co ostatecznie trudno było w otwartych biurowych halach. Współczesne biurowce nie były projektowane dla indywidualistów! Architektom te nowości przyniosły potwierdzenie tego, co i tak najczęściej praktykowali. Opracowywanie projektów podzlecanych na zewnątrz już sto lat temu zwano „murzynowaniem". Ekspertyzy czy badania od dziesięcioleci najczęściej zamawia się na zewnątrz, w firmach, które wykonują je zdalnie, nierzadko w innych częściach kraju. Nadzorując budowy, nie siedzi się przy własnym biurku, a pomysły na nowe koncepcje przychodzą do głowy nawet pod prysznicem.