Rozmowa z Krzysztofem Tyszkiewiczem
Powiem brutalnie: nie ma rewitalizacji bez choćby częściowej gentryfikacji – o Centrum Praskim Koneser, ul. Marszałkowskiej i związku pomiędzy Juvenes Project a BBI Development z Krzysztofem Tyszkiewiczem rozmawia Maja Mozga-Górecka.
Czy na terenie dawnej wytwórni wódek Koneser powstało miejsce inkluzywne, które ma coś do zaoferowania rdzennym mieszkańcom Pragi?
Jestem o tym przekonany. Projekt nie odniesie sukcesu jeśli odwróci się od swojego otoczenia. Według zasad tzw. catchment’u określającego zasięg, oddziaływania projektu komercyjnego, najcenniejszy klient znajduje się w odległości 5 minutowego spaceru. Oczywiście niektóre modne formaty targów nie są na każdą kieszeń i eliminują mniej zamożnych. Ale i tak pobliscy mieszkańcy, m. in. z bloków RSM Praga chętnie korzystają z otwartych w Koneserze sklepów spożywczych, a poza tym organizuje się tam mnóstwo wydarzeń, które nie wymagają wydawania dużych pieniędzy. Koneser nie jest zamykany, nie widać ochroniarzy, nie próbujemy zapewniać bezpieczeństwa przez natrętną prewencję, jest to miejsce dla wszystkich. Od 1994 roku mieszkam i pracuję na Pradze, więc wiem, że Prażanie mają swoje aspiracje związane z poprawą poziomu życia. Nie chcą być eksponatem w skansenie i korzystają z nowych usług. Lecz powiem brutalnie: nie ma rewitalizacji bez częściowej choćby gentryfikacji. Samorząd może temu przeciwdziałać w ramach zasobu komunalnego, zamrażać czynsze. Ale rewitalizacja Pragi jest przeprowadzana także siłami deweloperów, którzy muszą osiągać swoje cele ekonomiczne. Obecnie mamy w tej dzielnicy wysyp inwestycji różnego kalibru. Mieszkania na Pradze powstają często dla osób spoza tej dzielnicy, ale nowa oferta biur i sklepów jest także dla rdzennych mieszkańców szansą na pracę.
11 kondygnacji Centrum Marszałkowska zastąpiło skromniejszy kubaturowo budynek Sezamu w części tzw. zespołu Ściany Wschodniej. Czy integralność i proporcje tej kompozycji przestrzennej nie uległy kolejny raz zniszczeniu?
Projekt Ściany Wschodniej od początku był rozerwany przez budynek banku PKO, czyli Dom pod Sedesami, który powstał w ramach powojennej odbudowy. Przerwany został pasaż Wiecha, bo pasaż Rowickiego nie jest jego przestrzenną kontynuacją. Również sam budynek Sezamu nie miał ani tej skali, ani rozmachu, co wyrazisty kompozycyjnie zespół domów towarowych Wars, Sawa i Junior. Ze względu na skalę nie miał też szczególnej przyszłości. Moim zdaniem nie naruszyliśmy istniejącej kompozycji. Nie zdominowaliśmy jednego z trzech budynków wysokościowych stojących w drugiej linii Ściany Wschodniej. Wycofaliśmy zabudowę na narożniku, dzięki czemu ten punktowiec nie wystaje ponad Centrum Marszałkowska, tylko nadal odgrywa pierwszoplanową rolę. Wreszcie nadwieszona część dokładnie odpowiada zarówno wysokością jak i głębokością podcieniom w DT Centrum. Centrum Marszałkowska wpisuje się w chłodny, modernistyczny charakter Ściany Wschodniej również formą fasady. Są osoby, dla których Ściana Wschodnia to świętość. Dla mnie ingerencja w taki układ urbanistyczny jest dopuszczalna pod warunkiem potraktowania go z szacunkiem. Nie ukrywam, że mam większy sentyment do zabytków XIX-wiecznych w Warszawie niż do tych z okresu komunizmu, może zbyt dobrze pamiętam bylejakość tamtych czasów, nie mam z nimi dobrych skojarzeń. Nasze ingerencje w tkankę miejską zawsze były robione po to, by tchnąć w budynki i przestrzeń nowe życie.
Jest Pan szefem Juvenes Projekt oraz członkiem zarządu spółki deweloperskiej BBI Development. Jakie są związki między tymi firmami?
Jestem osobą, która łączy w naszej firmie świat architektury z działalnością biznesową. Na początku mojej drogi zawodowej, w latach 90., prowadziłem pracownię z architektem Jackiem Kopczewskim, a równolegle rozwijałem działalność inwestycyjną z drugim wspólnikiem Rafałem Szczepańskim. Przez lata działaliśmy jako duet podmiotów blisko ze sobą współpracujących. W pewnym momencie plany Juvenesu zaczęły być nieco bardziej ryzykowne, niż to odpowiadało Jackowi. Zachował on naszą starą firmę, a do Juvenesu przeszła część zespołu projektowego. Następnie doszło do fuzji Juvenesu z notowaną na giełdzie spółką BBI Development i cała działalność deweloperska została skoncentrowana w tej spółce. Zaś Juvenes zamienił się w Juvenes Projekt i stał się firmą wyłącznie projektową i inżynierską.
Co jest Pana największą zawodową ambicją?
Wielkim moim marzeniem było zrealizowanie rewitalizacji Konesera, choć na początku drogi zawodowej nie uważałem tego za realne. Co do przyszłości, jesteśmy na najlepszej drodze, by wybudować Roma Tower, pierwszy wieżowiec przez nas projektowany i prowadzony, choć uczestniczyliśmy już w projektach tej skali. Bardzo duże znaczenie ma dla mnie zapewnienie trwałości i ciągłości działania firmie projektowej, którą tworzyłem od podstaw. Moją wielką ambicją jest to, by mocnym zespołem i dobrymi projektami zapewnić firmie przyszłość, nawet gdy moja energia osłabnie. Chciałbym znaleźć miejsce wszystkim tym ludziom, z którymi pracujemy wspólnie od lat, i którzy tak wiele poświęcili dla naszej firmy.