Paweł Krzemiński

2021-01-20 15:36 Rozmawiała: Maja Mozga-Górecka
Paweł Krzemiński
Autor: fot. archiwum pracowni Paweł Krzemiński

Makiety to nasze najważniejsze narzędzie pracy. Uczymy się na nich. Są zapisem procesu projektowego. O pracy z modelem, doświadczeniach praktyki w biurze Herzoga i de Meurona i prowadzeniu firmy w Szwajcarii z Pawłem Krzemińskim rozmawia Maja Mozga-Górecka.

W Waszych modelach widać pogłębione badanie światła, faktur, przestrzeni. Jak wyglądał od tej strony projekt atelier Moniki Sosnowskiej?

Model nie kłamie. Fotografowany w dziennym świetle oddaje światło i nastrój. Aby osiągnąć wysoką jakość budynku, trzeba cierpliwości i pracy na modelu – model to budynek, tylko mniejszy i wciąż można nad nim pracować. Makiety są naszym najważniejszym narzędziem pracy. Uczymy się na nich. Są zapisem procesu projektowego. Zawsze zaczynamy od małej skali, potem budujemy coraz większe modele, aż po mock-upy. Staramy się używać naturalnych materiałów: papieru, wosku, kartonu czy cementu. Czasem materiałem są przypadkowe rzeczy, które nas zaciekawiły, np. porosty przywiezione znad morza. Nie boimy się brzydkich makiet. Chodzi o to, żeby w modelu zapisać esencję projektu. Moją ulubioną makietą atelier jest szybki model z szarego kartonu i pleksi, który Karolina zrobiła wspólnie z Moniką podczas jednego ze spotkań. Pokazuje ideę dwóch różnych fasad i prawdziwe światło, które przez nie wpada do wewnątrz budynku. W przypadku atelier powstał nawet mock-up w skali 1:1. Odlany został narożnik pracowni z ławką przy fasadzie. Służył na budowie jako próbnik, testowaliśmy na nim faktury betonu i szkleń.

Doświadczenie zdobywałeś w pracowni Herzoga i de Meurona. Czy po latach pracy z takimi mistrzami, trzeba ich jakoś w sobie zneutralizować, żeby znaleźć własną drogę? Czy ich autorytet Ci nie ciąży?

To było wtedy moje marzenie, moja pierwsza i ostatnia praca przed założeniem własnej pracowni. Teraz mam nowe marzenia. Praca w HdeM zakończyła się bardzo dobrze i wciąż mamy dobre relacje. Nie myślę o niej, jak o ciężarze, wręcz odwrotnie! Dużo się nauczyłem, ale mam też nadzieję, że wniosłem coś ciekawego do firmy. Zawsze starałem się być bezpośredni w stosunku do swoich mistrzów, wchodzić w dyskusje, prowokować. Pod koniec pracy w HdeM działałem w małym zespole i miałem szansę sam rozwijać niektóre pomysły. Namówiłem nawet Jacquesa i Pierre’a na charytatywny projekt kapliczki Matki Boskiej w Polsce. Wiem, że zawsze chcieli zrobić projekt sakralny. Ostatecznie projekt nie doczekał się realizacji, ale powstała piękna koncepcja kaplicy na otwartym powietrzu – koncept szkicowany w przerwach między innymi projektami, który zapisałem roboczym modelem. Jeśli chodzi o styl pracy, to również w HdeM pracowałem na makietach, nawet gdy większość projektów była prezentowana za pomocą komputerowych wizualizacji. Pamiętam roboczy model dla Tate Modern 2. Wraz z Karoliną projektowaliśmy w tym budynku wszystkie schody i przestrzenie publiczne. Model był bardzo nieprecyzyjny, łączony na szpilki, wielokrotnie rozbierany i z powrotem składany. Na jednym ze spotkań fasada odstawała od stropu. Powstała szczelina. Jacques i Pierre ją zauważyli. Z błędu narodziła się idea! Tę pustkę łączącą trzy piętra można dziś zobaczyć w Tate Modern 2.

Założyliście pracownię w Bazylei. Jak się architektowi funkcjonuje w tak silnie konkurencyjnym środowisku, w kraju o bardzo wysokiej kulturze architektonicznej?

Od 12 lat mieszkamy w Bazylei, więc było naturalne, że założyliśmy biuro właśnie tu. Nie postrzegamy świata w kategoriach granic między państwami. Interesuje nas jakość i bezkompromisowość zwłaszcza pierwszych realizowanych projektów. To one budują filozofię biura. Mamy wielki szacunek i wdzięczność do klientów, którzy przychodzą do nas, bo bez inwestora nie byłoby architektury. Staramy się zawsze tak prowadzić klienta, by jedna strona inspirowała drugą i żeby do skutku szukać rozwiązania, które ucieszy zarówno klienta jak i nas. Rozumiemy presję czasu, budżetu i jakości. Tymi składnikami „żonglujemy”, by uzyskać najlepszy efekt.

Jeśli chodzi o stronę urzędową, to jest ona w Szwajcarii stosunkowo prosta. Już w fazie koncepcji włącza się w projekt inspektora budowlanego, można się z nim umówić, pokazać model, utwierdzić się w przekonaniu, że dobrze zinterpretowaliśmy przepisy. Jest to dialog.

Na razie większość Waszych projektów w ramach Architecture Club to domy prywatne. A jak widzisz przyszłość pracowni? Jak bardzo ambitna to wizja?

Pracujemy nad projektami w różnej skali. W zeszłym roku zaangażowano nas do studium przekształcenia dwóch industrialnych budynków dla miasta Bazylei, powstało wiele ciekawych pomysłów na wykorzystanie architektury przemysłowej, ale to na razie długoterminowe, poufne plany, których nie możemy jeszcze pokazać. Dla nas – ogromne wyróżnienie. Lubimy projekty prywatne, pozwalają na bezpośredni kontakt z klientem i często ciekawy dialog. Cały czas też startujemy w konkursach i nie ukrywam, że chcielibyśmy zrobić budynek publiczny. Ambicją biura jest budować. W przeszłości pracowaliśmy nad wieloma projektami, które do dziś zostały na papierze. Szczególnie w dobie zrównoważonego rozwoju wszyscy musimy dążyć do uważnego dysponowania energią ludzką. Jeśli zaczynamy projekt, to po to by go zbudować!

Szukasz innych wydań ?

Sprawdź archiwum