Krok w przyszłość – dyskusja

2019-12-19 16:54
Dyskusja Krok w przyszłość podczas Gali 25-lecia Architektury-murator
Autor: fot. Marcin Czechowicz Dyskusja Krok w przyszłość podczas Gali 25-lecia "Architektury-murator", od lewej: Martha Thorne, Ivan Blasi, Denis Leontiev, Mirosław Bałka

W trakcie gali podsumowującej jubileusz 25-lecia „Architektury-murator” odbyła się międzynarodowa dyskusja Krok w Przyszłość z udziałem Marthy Thorne, dyrektorki najważniejszej na świecie architektonicznej nagrody Pritzker Prize, Ivana Blasiego z Fundacji im. Miesa van der Rohe i Denisa Leontieva ze Striełki KB w Moskwie, którą poprowadził jeden z najwybitniejszych współczesnych artystów, Mirosław Bałka.

Mirosław Bałka: W sobotę, 12 lipca 1969 roku, amerykański statek kosmiczny wylądował na Księżycu. Neil Armstrong, który wyszedł z niego jako pierwszy, powiedział: To mały krok dla człowieka, lecz wielki krok dla ludzkości. Ludzie tamtej epoki wierzyli w postęp. Pięćdziesiąt lat wcześniej architekci Bauhausu również weń wierzyli. Czy obecnie żyjemy w czasach postępu? Ile wersji przyszłości nas czeka, jeśli w ogóle? Czy nadal można mierzyć przestrzeń krokami? O tym właśnie chciałbym z wami porozmawiać. A tytułem ciekawostki: wczoraj minęła trzydziesta rocznica powstania wizjonerskiego filmu Ridleya Scotta Łowca Androidów. Zobrazowane w nim miasto było wizją współczesnego nam otoczenia. Tymczasem świat wcale nie wygląda tak, jak prorokował ten film. Może więc zacznę naszą dyskusję od małego kroku i zapytam Marthę Thorne, jak zmieni się w przyszłości rola architekta.

Martha Thorne: Myślę, że dokonuje się właśnie olbrzymi krok w rozwoju naszej cywilizacji. Jeśli spojrzeć na to, jakie zmiany zachodzą w architekturze, to na początek trzeba stwierdzić, że żyjemy w okresie wielkiej rewolucji, na miarę tej dziewiętnastowiecznej, przemysłowej, a może nawet i większej. Teraz bowiem obejmuje ona nie tylko technologię, ale też urbanizację, globalne ocieplenie i migracje. Świat staje się coraz mniejszy, czego plusem jest możliwość przekazywania dużej liczby informacji, ale ujemną stronę stanowi to, że zmiany wstrząsają całym społeczeństwem i są bardzo silne, dogłębne. Na mojej uczelni (IE University z siedzibą w Madrycie i Segowii – przyp.red.) chętnie mówimy, że poszerzamy horyzonty przyszłych architektów i projektantów, aby mogli się odnaleźć w XXI wieku. Może więc jeszcze raz wytłumaczę: tradycyjne pojmowanie zadań architektury z dwudziestowiecznej czy nawet dziewiętnastowiecznej perspektywy to jeden model, a obecnie istnieje ich wiele. Ponadto coraz więcej podmiotów angażuje się w obszar architektury. Nie jest już ona zarezerwowana dla architektów, więc muszą oni przygotować się na poszerzanie swojej roli, inaczej zostaną zmarginalizowani.

Mirosław Bałka: To nasuwa mi kolejne pytanie, tym razem pod adresem Denisa Leontieva. Strelka KB, której był współzałożycielem, opisywana jest jako kolektyw młodych profesjonalistów pragnących zmienić swoje miasto i kraj: Moskwę i Rosję. Czy możliwe jest oddziaływanie na decyzje zbiorowości dotyczące rozwoju miast w sposób proponowany przez Strelkę?

Denis Leontiev: Naturalnie, oddziaływanie jest możliwe, pytanie tylko na jakim poziomie. Nigdy nie wiadomo, czy mały krok nie jest w istocie wielkim krokiem, tak jak w cytacie, który wcześniej przytoczyłeś. Trzeba próbować i trzeba rozumieć, że to oddziaływanie nie może ograniczać się do zakresu praktyki architektonicznej. Należy działać na dużo szerszą skalę. Architekci, jeśli chcą stawić czoła obecnym i przyszłym wyzwaniom, zdecydowanie muszą sięgać do narzędzi i rozwiązań również ze sfery ekonomii, geografii, klimatu, ekologii. Nie chodzi tylko o przestrzeń.

Mirosław Bałka: Tak, ale jak można zapanować nad przestrzenią publiczną poza jej aspektem przestrzennym?

Denis Leontiev: Ujmując to szerzej: zależy to od podstawowych wartości przestrzeni publicznej i komunikacji. Nasz sposób porozumiewania się w ciągu ostatnich kilkuset lat ulegał zmianom, ale jeśli początkowo istniała komunikacja, może ona istnieć nadal. Uważam, że chodzi o swoiste normy obowiązujące w miejskiej strukturze, dialogujące na różne nowe sposoby i na różnych szczeblach. Może być to kwestia zdolności, może to być kwestia wizualnych komunikatów, może chodzić o muzyczne przesłania, może to dotyczyć treści internetowych, itd. Trzeba nieustannie aktualizować naszą przestrzeń publiczną o te nowe rodzaje komunikowania się. Na tym polegałaby możliwość swobodnego dostępu wszystkich stron do zaprezentowania się i komunikacji.

Mirosław Bałka: Teraz więc pytanie do Ivana Blasiego, który współprowadzi Fundację im. Miesa van der Rohe w Barcelonie, zajmującą się sztuką nowoczesną i współczesną: czy możemy znów być nowocześni, czy musimy pozostać współcześni?

Ivan Blasi: W modernizmie istniało poczucie swoistego aktywizmu, zrozumienie, że architektura ma być jak zaktywizowane społeczeństwo. Jury konkursowe przyznawanych przez nas nagród ocenia i sam projekt, i jego zaplecze teoretyczne. Powtarzana jest teraz opinia, że architekturę poprowadzą naprzód rozważania akademickie. Również w projektach konkursowych widzimy pewien aktywizm, nie tylko ze strony studentów – skłonnych do teoretyzowania – ale też profesorów, wykładowców, a następnie również w dyskusjach jurorów. Koniec końców,myślę, że to właśnie sprawia, że współczesność jest ważna i prawdziwa i pozwala nam robić kolejne kroki w przyszłość.

Mirosław Bałka: Martho, powiedz proszę, jako dyrektor Nagrody Pritzkera, jak odnosicie się do przyszłości, gdy wyłaniacie laureata tego najbardziej prestiżowego na świecie wyróżnienia architektonicznego?

Martha Thorne: Zależy, kto zostaje nagrodzony. Kiedy wybór pada na architekta u schyłku kariery, wtedy nagroda symbolizuje wartości i ideały tej osoby czy tych osób. Przykładem z niedawnej przeszłości jest Frei Otto, który niestety zmarł jeszcze przed uroczystością, ale którego można postrzegać jako orędownika zrównoważonego rozwoju i ochrony środowiska. Natomiast kiedy jury wybiera dużo młodszego twórcę – jak choćby Wang Shu czy Alejandro Aravena, czy nawet trójka pięćdziesięcioletnich architektów z Katalonii: Rafael Aranda, Carme Pigem i Ramon Vilalta z biura RCR Arquitectes – wtedy nagroda stanowi obietnicę przyszłości. W uzasadnieniu zawsze widać, jakie przesłanie uznano za najważniejsze. Tak więc w przypadku Araveny chodziło o przyczynek do publicznej debaty, także politycznej. W przypadku hiszpańskich architektów – o pokazanie, że można być zarazem lokalnym i uniwersalnym twórcą. W przypadku Wanga Shu, jeśli dobrze pamiętam uzasadnienie jurorów, o Chiny przyszłości zakorzenione w przeszłości. Jako dyrektor nie dzielę się moimi poglądami z członkami jury, lecz czasami chciałabym, żeby odważniej patrzyli w przyszłość. To takie moje osobiste życzenie.

Mirosław Bałka: Denisie, chciałbym zapytać cię o wizję świata dla ubogich. Byłem w Moskwie parę razy i obok nowoczesnych ulic i luksusowych sklepów widziałem też biedę. Czy projektując przestrzeń publiczną, bierzesz to pod uwagę?

Denis Leontiev: Osobiście uważam, że jako mieszkańcy powinniśmy móc być dumni z jakości publicznej infrastruktury: przestrzeni publicznej, przystępnego mieszkalnictwa, placówek oświatowych, itd. Nie mam na myśli jakości architektonicznej, lecz wkład w jakość życia – nie tyle w zakresie komfortu, ile przede wszystkim w sferze bezpieczeństwa czy równego dostępu do przestrzeni. To najważniejsze kwestie. Wspomniałeś o Moskwie. Otóż jeden z naszych moskiewskich projektów odnosił się do zagadnienia, jak tworzyć dobrą przestrzeń publiczną, która nie będzie ekskluzywna, lecz otwarta na klasę średnią i niższą. I to właśnie ten projekt spotkał się z największymi protestami, bo teraz nie można wjechać samochodem w tę przestrzeń, trzeba przejść pieszo. Dobra przestrzeń publiczna demokratyzuje społeczeństwo i zwiększa liczbę osób korzystających z ulic. Wykazały to również późniejsze badania: w przypadku naszego projektu liczba ta wzrosła kilkakrotnie. Nie wiem, jak jest w Warszawie, ale u nas politycy twierdzą, że ludzie nie chcą chodzić po ulicy. A jest wręcz odwrotnie. Zresztą badania pokazują, że nie ma znaczenia, czy będą fontanny i tak dalej, ludzie chcą po prostu móc przysiąść na ławce. Na tym polega miasto i uważam, że to jest ważne.

Martha Thorne: Obserwując protesty, jakie mają miejsce w miastach Chile, Ekwadoru, Boliwii, Hiszpanii, Francji, myślę sobie – może trochę naiwnie – że przyszłość miast zależy właśnie od jakości przestrzeni publicznej. Niektórzy twierdzą, że obecne napięcia to wynik nierówności między uprzywilejowanymi i zmarginalizowanymi mieszkańcami. Ja osobiście sądzę, że to w dużej mierze kwestia poczucia ucisku i niezrozumienia. Jedyne miejsce, które należy do wszystkich, to przestrzeń publiczna. Dlatego w całym mieście muszą istnieć różnorodne przestrzenie publiczne. Ivan może nam opowiedzieć o tym, że kiedy w Hiszpanii nastała demokracja, renowacja Barcelony zaczęła się właśnie od odnawiania takich miejsc. I myślę, że w przyszłości ta kwestia będzie odgrywać bardzo ważną rolę.

Ivan Blasi: Swoją odpowiedź chciałbym powiązać z pierwszym pytaniem dotyczącym współczesności i nowoczesności. Nowoczesność miała zlikwidować nierówności. Obecnie również próbujemy wszystkim zapewnić dostęp do pewnych podstawowych dóbr i świadczeń. Różne kraje mają odmienną specyfikę – przestrzeń publiczna w Europie ukształtowała się inaczej niż w Ameryce czy Azji – ale wszędzie pojawiają się też nowe wyzwania, bo obok komunikacji w fizycznej przestrzeni pojawia się też komunikacja w przestrzeni cyfrowej. A jednocześnie narastają rozmaite trudności związane z zalewem turystów, gentryfikacją, itd.

Denis Leontiev: Kiedy mówimy o przyszłości, zauważam pewien trend: przeniesienie akcentu z obiektu na przestrzeń. W architekturze przestrzeń i otoczenie stały się ważniejsze niż obiekt architektoniczny.

Mirosław Bałka: Czy nie jest dużo trudniej pracować nad przestrzenią publiczną w mieście położonym tam, gdzie pół roku jest zimno, pada i wieje, niż w miejscach wymienionych przez Marthę: Ameryce Łacińskiej albo Barcelonie? To większe wyzwanie…?

Denis Leontiev: Pokutuje przekonanie, że w surowszym klimacie ludzie nie korzystają z przestrzeni publicznej. Wmawiano nam, że latem prawie nikogo w mieście nie ma, bo wszyscy wyjeżdżają na letnisko. Jednak kiedy stworzyliśmy parki, okazały się pełne ludzi. Wobec tego usłyszeliśmy, że lato - owszem, ale nikt nie będzie korzystał z przestrzeni publicznej zimą, kiedy jest chłodno i wszyscy wolą zostać w domu. Tymczasem stwierdziliśmy, że ludzie uwielbiają spędzać czas zimą w parkach. Tak samo jest z mitem, że nie chodzą po ulicach, tylko jeżdżą samochodami. Problem więc polega na dostosowaniu się do wymogów pogodowych i klimatycznych. Nawet w Oslo dyskutuje się o tym, że jeśli lato trwa tylko trzy miesiące, to po co właściwie tworzyć przestrzeń publiczną. A przecież jeśli mieszkańcy mają tylko trzy łagodne miesiące w roku, niewątpliwie powinni korzystać ze słońca! Zresztą pracujemy nie tylko w Moskwie, ale i w miastach rozsianych po całej Rosji, także na dalekiej północy czy dalekim wschodzie, jak Magadan. Te przykłady uczą nas, że mieszkańcy potrzebują przestrzeni publicznej, żeby mieć poczucie przynależności do miasta. Nawet w bardzo surowym klimacie, którego ja bym chyba nie wytrzymał, korzystają z takich miejsc.

Ivan Blasi: Nie zapominajmy jednak, że przestrzeń publiczna to nie tylko place i parki. To również targi, biblioteki, itd. A najważniejsze, że są to platformy komunikacji. W Europie funkcjonuje też przestrzeń rzekomo publiczna, ale kreowana przez prywatne firmy, a więc podlegająca innym zasadom. I to kolejne wyzwanie: zrozumieć, jak te miejsca, które nie zostały stworzone przez władze miejskie, lecz przez inne podmioty, na przykład przez prywatnych inwestorów, funkcjonują i kto z nich korzysta. Fakt, że do przestrzeni publicznej odnosi się nawet sektor prywatny, pokazuje jej znaczenie. Mirosław Bałka: Jeśli już przy tym jesteśmy, chciałbym zapytać o brazylijskie fawele. Czy powinniśmy je postrzegać jako inspirację czy powód do wstydu?

Szukasz innych wydań ?

Sprawdź archiwum