Piotr Lewicki
Dla architekta jest szczególnie ważne, gdy widzi, że jego budynek działa, a nie jest tylko, mówiąc z przekąsem, „ikoną” – o współpracy z konserwatorem zabytków, projektowaniu dla osób z niepełnosprawnościami i przestrzeniach publicznych w Polsce z Piotrem Lewickim rozmawia Maja Mozga-Górecka.
Muzeum Czartoryskich to najstarsza instytucja muzealna w Polsce, kiedyś siedziba jednego z największych rodów magnackich. Jako współczesny architekt jak Pan odnalazł się w historycznym kontekście?
Bardzo lubimy pracować z fachowcami, rzemieślnikami, którzy dobrze się na czymś znają, jak murarze, kamieniarze, ślusarze. Takimi fachowcami są też badacze historii architektury. Przy przebudowie muzeum współpracowaliśmy z zespołem Marka Cempli. Już wcześniej m.in. w domu papieskim w Wadowicach, stykaliśmy się z bagażem historycznym, który kryje się za strukturą budowlaną. Ale jako wychowankowie Wydziału Architektury PK w naszym pokoleniu nie mieliśmy szczególnej atencji dla zabytków. Dlatego, jeśli chodzi o muzeum, początkowo nasze zamiary były śmielsze, planowaliśmy większe ingerencje. Kontakty z wojewódzkim konserwatorem zabytków wymusiły zrewidowanie części planów. W trakcje negocjacji nie zgadzaliśmy się z częścią uwag konserwatora, ale teraz muszę przyznać mu rację, np. w sprawie położonej w oficynie XIX-wiecznej klatki schodowej, którą chcieliśmy rozebrać. Traktuję tamte spotkania w kategoriach lekcji, która pozwoliła mi zrewidować nasze poglądy na temat modernizmu, przekreślania przeszłości.
Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski w 2019 roku wyróżnił Halę Cracovii jako jeden z pięciu najlepiej przystosowanych dla osób niepełnosprawnych obiektów sportowych na świecie.
W konkursie w 2008 roku Hala Cracovii została określona jako budynek upamiętniający stulecie istnienia Cracovii z centrum sportów dla niepełnosprawnych. Nie chodziło więc o przystosowanie budynku, a o stworzenie go od początku dla osób z dysfunkcjami. Projektowaliśmy w specyficznym miejscu Krakowa. Działka hali znajduje się w krajobrazie otwartym między Błoniami i rzeką Rudawą, u stóp wzgórza św. Salwatora. Kraków jest generalnie płaski, ale tu teren ma pewne nachylenia, które zapoczątkowały myślenie o tym budynku. Krajobrazowe płaszczyzny zieleni przechodzą płynnie w rampy, które ułatwiają ruch niepełnosprawnym na wózkach. W środku sam program funkcjonalny zajmuje trzy kondygnacje, połączone rampami, windami i schodami. Bywam w Hali dość często, ćwiczą tam regularnie zawodowcy i amatorzy. To dla architekta szczególnie ważne, gdy widzi, że jego budynek działa, a nie jest tylko, mówiąc z przekąsem, „ikoną”. Od strony komunikacyjnej sprawdziłem go bardzo dobrze ze znajomym profesorem, który porusza się na wózku.
Projektują Panowie dużo w śródmiejskich częściach Krakowa, m.in. na Kazimierzu czy pod Wawelem. Macie patent na wypełnianie ubytków w zabytkowych pierzejach?
Patent polega na tym, by forma była ściśle związana z miejscem, w którym powstaje. Szukamy tego, co specyficzne, czy to w postaci sąsiedztwa, czy archiwalnych zdjęć, książek, czy jeszcze gdzie indziej. Może to być kontekst fizyczny, jak w plombie na ul. Nadwiślańskiej. Nasz budynek odwołuje się do kamiennego obwałowania Wisły. Elewacja, widziana z drugiego brzegu, wystaje ponad ten mur i sama wygląda jakby wymurowano ją z kamieni ustawionych jeden na drugim. Kontekst może też być bardziej ulotny, niezapisany w przestrzeni, tylko w wyobraźni. W projekcie przebudowy placu Bohaterów Getta, upamiętniającym wydarzenia z lat 40. XX wieku, punktem wyjścia była dla nas lektura wspomnień lokalnego aptekarza. Znaleźliśmy w nich opis znaczącego momentu, gdy wszyscy mieszkańcy getta zostali już wywiezieni do obozów, przeszła komisja porządkująca i zaczęto na pusty plac wyrzucać meble i pozostałe sprzęty. Od tego zaczęliśmy.
Od 2016 roku wchodzi Pan w skład komitetu ekspertów European Prize for Urban Public Space. Widzi Pan jakąś zasadniczą zmianę w podejściu do przestrzeni publicznych w ostatnich latach?
Istnieje ostatnio tendencja, by koncentrować się raczej na sposobie użytkowania przestrzeni niż na jej aspektach plastycznych, kompozycyjnych, rzeźbiarskich. Robią tak architekci, krytycy architektury, miejscy aktywiści. Jestem sceptycznie nastawiony do politycznej poprawności, zgodnie z którą należy oddać głos mieszkańcom bez potrzeby angażowania projektanta, albo pomimo jego obecności. Oczywiście politycy muszą do pewnego stopnia być populistami i wsłuchiwać się w głos obywateli, jednak to nie jest tak, że im więcej wydamy na budżet obywatelski, tym lepiej. W Krakowie w tym budżecie przyjęto m.in. kuriozalny projekt zakupu trzech szybowców dla lokalnego aeroklubu, co skompromitowało całą ideę. Żyjemy w epoce postprawdy, w której opinia studenta jest równie znacząca, jak opinia profesora. Architekta w tym ujęciu chciałoby się sprowadzić do roli protokolanta konsultacji społecznych, co budzi mój wewnętrzny sprzeciw.