Rozmowa z Marcinem Bratańcem, współautorem hali sportowej w Krakowie
Jeżeli jest jakiś problem z architekturą, winę za to ponoszą architekci. To zawsze kwestia ich talentu, uporu, determinacji – o projektowaniu przestrzeni publicznych, godzeniu estetyki z funkcjonalnością i pasji rysowania z natury z Marcinem Bratańcem rozmawia Maja Mozga-Górecka.
Szkolna hala sportowa w Krakowie oraz pływalnia w Miechowie godzą estetykę z funkcjonalnością. Z jakiego powodu tak o to trudno w obiektach sportowych w Polsce?
Najczęściej obiekty te są pochodną bardzo prostych skojarzeń: strop na basenie musi mieć kształt fali. W naszych projektach staramy się takiej naiwności unikać. Od dawna mnie boli, że zagubiła się w Polsce spójność między architekturą a konstrukcją, który to brak szczególnie dobrze widać właśnie w obiektach sportowych. Sport jest szukaniem najlepszego wyniku przy najmniejszym nakładzie sił, więc architektura sportowa powinna odzwierciedlać tego typu skuteczność. Proszę pomyśleć o Spodku albo o wczesnych budynkach ostatniego laureata Honorowej Nagrody SARP Wojciecha Zabłockiego, to mistrzostwo formy i funkcji. W latach 60. czy 70. nawet w małych miejscowościach udawało się dobrze budować. Powinniśmy do tego wrócić. Nie winiłbym procedury przetargowej, bo choć nie jestem jej zwolennikiem – za bardzo ogranicza możliwości i narzuca pośpiech – to jednak nie należy moim zdaniem szukać w niej usprawiedliwień. Jeżeli jest jakiś problem z architekturą, winę za to ponoszą architekci. To zawsze kwestia ich talentu, uporu, determinacji.