Czesław Bielecki: architektura déjà vu

Wracamy do niezwykle krytycznego wywiadu w „A-m” sprzed 30 lat, by sprawdzić, czy dziś architektura i urbanistyka mają się lepiej. Rozmawiamy z Czesławem Bieleckim – architektem, publicystą, byłym posłem i wyjątkowo uważnym obserwatorem polskiej przestrzeni. W wywiadzie można też znaleźć odpowiedź na krytykę jego realizacji, źródła jego poczucia osamotnienia czy kulisy błyskawicznego konkursu na Muzeum Bitwy Warszawskiej w Ossowie.
Artur Celiński: Chciałbym zacząć od tego, co niedawno w jednym z moich podcastów powiedziała Ewa Kuryłowicz. Jej zdaniem polska architektura pomiędzy rokiem 2000 a 2015 mieściła się bardzo blisko światowej czołówki. Czy Pan zgodziłby się z takim stwierdzeniem? A może polska architektura wciąż jest jedną z najlepszych?
Czesław Bielecki: Uważam, że o ile polskie budownictwo jest blisko światowej czołówki, to architektura – poza pojedynczymi obiektami – już w znacznie mniejszym stopniu. Urbanistyka zaś znajduje się w stanie rozkładu. Mamy przykłady bardzo wybitnego dizajnu, ale z wyjątkiem niektórych projektów jak te Roberta Koniecznego, właściwie doświadczamy déjà vu – architektury second hand. Lądując na jakimś dworcu lotniczym w Europie czy Ameryce, widzimy mnóstwo budynków, których kopie znajdziemy w Polsce. To również efekt siły architektury transnarodowej, która sprawia, że wszyscy oglądamy te same rzeczy w sieci, czytamy te same książki. Chodzi mi o to, czy tworząc architekturę tu i teraz w Polsce, dodajemy do niej jakieś własne ingrediencje, które określają naszą polską tożsamość w tym wielkim, transnarodowym nurcie. Czy my raczej robimy tylko grymasy i gesty, którymi próbujemy nadać indywidualność naszym budynkom. Czym innym był projekt rozbudowy Zachęty autorstwa Hansena, Tomaszewskiego i Zamecznika, który wyprzedził Centrum Pompidou Piano i Rogersa. Natomiast budynki, które dzisiaj oglądamy, nie są – nawet jeżeli to jest architektura bardzo przyzwoita, o standardzie europejskim czy światowym – równie wybitne jak Sądy Grodzkie na Lesznie Bohdana Pniewskiego. Nie widzimy w tej współczesnej architekturze nawiązań do polskiej tożsamości i interpretowania tradycji. Wang Shu – wybitny architekt – pokazał, o co w tym chodzi, realizując muzeum w Ningbo za pomocą kolaży z różnych odzyskanych materiałów. To była architektura światowa, przyprawiona po chińsku.
AC: Więc pewnie podoba się Panu wynik konkursu na rozbudowę Muzeum Architektury we Wrocławiu, którego zwycięzca – Michał Sikorski – zaproponował koncepcję inspirowaną podejściem Wang Shu?
CB: No tak. Ale Sikorski jest followersem. Nie toruje drogi, lecz trafnie naśladuje.
AC: Ale w polskiej rzeczywistości jest to dosyć, powiedzmy, świeża sprawa. Co Pan sądzi zaś na temat niedawno ukończonych realizacji, które albo zdobywały laury w całej Europie, albo toczyła się wokół nich istotna dyskusja?
CB: Powstrzymam się od odpowiedzi, ponieważ uważam, że jest rzeczą niedobrą, kiedy ktoś, kto jest graczem w polu, udaje obiektywnego krytyka.
AC: Nie musi być Pan obiektywny.
CB: Wolę polemizować poprzez własne wybory i własne decyzje. Ale proszę bardzo, proszę pytać.
AC: Dobrze. Zacznijmy od Parku Akcji Burza, czyli najlepszej przestrzeni publicznej w Europie.
CB: Muszę powiedzieć, że to moja wstydliwa zaległość. Nie obejrzałem tego jeszcze w naturze. Czytałem o tym, oglądałem zdjęcia, ale nie doświadczyłem tej przestrzeni. Słyszałem o niej zaś bardzo dobre rzeczy.
AC: Pozostając przy tematach związanych z historią i dziedzictwem, czy widział Pan Muzeum Historii Polski?
CB: Cieszę się, że powstało. Wydaje mi się budynkiem i wewnętrznie, i z zewnątrz, niedopasowanym do skali Cytadeli – zarówno pod względem bryły, tektoniki, jak i podziałów elewacji. Bryła i wnętrze są bombastyczne w swojej skali. Wie Pan, po latach pracy zawodowej – a obchodziłem 40-lecie firmy Dom i Miasto, którą założyliśmy w 1984 roku – doszedłem do wniosku, że są tylko dwa wyróżniki, oddzielające architekturę od budownictwa. Mam na myśli poczucie skali oraz wyczucie materialności. Skala wynika z kontekstu i z krajobrazu. Kamień może podkreślać materialność i rysunek albo być użyty jakbyśmy układali kafelki w łazience. Poczucie monumentalizmu czy kameralności trzeba odnieść do miejsca i skali ludzkiej. Od czasu napisania Gry w miasto widzę architekturę przez modusu – retorykę dopasowaną do miejsca i tematu. Za każdym razem się nad tym zastanawiam. Uważam jednak, że większość architektów, nie tylko w Polsce, ma z tym poważne problemy. Jest taka świetna książka Edwarda Relpha z 1976 roku, Place and Placelessness, w której możemy przeczytać, że miejsce jest najważniejsze. W takim kontekście Muzeum Historii Polski warto rozważać wspólnie z sąsiednim Muzeum Wojska Polskiego. Nie rozumiem, dlaczego te dwa miejsca nie mają wspólnego holu, a są osobnymi folwarkami dwóch osobnych instytucji, mimo że mają wspólny wjazd na Cytadelę i wspólne przestrzenie publiczne.