Przemysław Kołodziej
Architektura związana z dźwiękiem wchodzi w kolejny etap rozwoju i wydaje mi się, że idzie w stronę form organicznych – o algorytmach, śladzie węglowym i projektowaniu z Przemysławem Kołodziejem rozmawia Maja Mozga-Górecka.
Powstało kilkaset różnych wariantów zadaszenia Teatru Letniego w Szczecinie. Formę wybierał człowiek czy algorytm?
Wybrał ją oczywiście człowiek. Ponieważ ta geometria jest bardzo skomplikowana, nie było możliwości wykonywania modeli studialnych, co praktykuje się w przypadku prostszych brył. Nasze zadaszanie ma dużo krzywych, różnego stopnia, dlatego najlepszym narzędziem była parametryzacja. Umożliwia ona opisanie złożonych geometrii za pomocą szeregu parametrów, które potem mogą być w łatwy sposób modyfikowane i testowane przez architektów. To działa na zasadzie pętli zwrotnej. Wprowadzamy dane do oprogramowania, ono zwraca nam je w postaci zwizualizowanej geometrii, wykonujemy renderingi pośrednie i patrzymy, czy nas to satysfakcjonuje, czy wymaga dodatkowej pracy. Taką surową geometrię wysyłamy do konstruktorów, oni dają nam wytyczne odnośnie do konstrukcji. Na tych zwrotnych informacjach opiera się kolejna pętla. Przed architekturą studiowałem informatykę i wtedy poznałem tzw. algorytmy genetyczne, które z puli możliwości generują dodatkowe ich warianty, co pozwala zoptymalizować geometrię. To nie jest przysłowiowy „lot w kosmos”, ale po prostu kolejne narzędzie w warsztacie architekta. Modelowanie parametryczne było już stosowane w latach 60. i 70. XX wieku, tylko na mniejszą skalę. Luigi Moretti i Frei Otto, choć posługiwali się bardzo czasochłonnymi fizycznymi makietami, to w gruncie rzeczy robili to samo, co my teraz wykonujemy cyfrowo. Sprowadza się to wszystko do szukania niuansów, a za nie odpowiada już oko architekta, jego doświadczenie, zmysł estetyczny, cała wiedza, którą zdobył w toku edukacji i praktyki zawodowej. Zawsze ostateczną decyzję podejmuje człowiek.