Wojciech Małecki
Koncepcja służby jest dla mnie ważniejsza niż autokreacja. Architektura ma służyć człowiekowi, a nie być pomnikiem twórcy – rozmowa z Wojciechem Małeckim.
Nowy Werdon w Rudzie Śląskiej to współczesna interpretacja dzielnicy robotniczej, w pobliżu której się znajduje. Jak Twoim zdaniem wpłynie na swoje sąsiedztwo?
Słyszeliśmy z Joanną, z którą wspólnie realizujemy wszystkie projekty, że statek marsjański wylądował w Rudzie, że zwraca uwagę jakość tej architektury i jej odrębność w tak spauperyzowanej dzielnicy. Katowice dynamicznie się rozwijają, Gliwice mają klimat uniwersytecki, a Ruda wśród śląskich miast, chociaż piękna, jest bardzo zaniedbana. Jej główne zasoby mieszkaniowe to budynki z wielkiej płyty z lat 70. i 80. Zaprojektowaliśmy budynek, który nie jest bardzo drogi, ma fajną koncepcję funkcjonalną, tarasy, ogródki nawiązujące do typowej śląskiej zabudowy, dobry dach, płytkę ceramiczną na fasadzie. W bezładzie Rudy wydaje się czymś wyjątkowym. Myślimy, że podniesie standard dzielnicy Wirek uważanej za trochę niebezpieczną. Projekt zrobiliśmy dla tradycyjnej śląskiej spółdzielni mieszkaniowej, która początkowo chciała czegoś w stylu Nowej Anglii: wykusze, mansardowe okna. Naszym budynkiem nawiązujemy dialog z otoczeniem. Wierzymy – chyba jak wszyscy architekci – że architektura jak lekarz może pomóc człowiekowi, mamy nadzieję, że tam będzie inspiracją do rozwoju, rozbudzenia aspiracji.
Jako jedyny na długiej ulicy ten budynek jest ogrodzony. To znak obcości, wrogości. Mieszkańcy Rudy komentują, że mieszkania tam będą dla prezesów.
Pytasz, czy powstanie tam getto dla bogatych? Nie przyszło nam to do głowy. Mieszkania 100-metrowe czy tzw. ajncle, czyli po śląsku kawalerki to nie są metraże dla prezesów. Ani prosty układ wnętrz. Jestem przeciwnikiem robienia zasieków jak w warszawskiej Marinie, ale ogrodzenie w tamtym otoczeniu było oczywistością, zwyczajnie baliśmy się, że ktoś ukradnie lampy. Naszym marzeniem jest, by przed tymi budynkami powstała dobra przestrzeń publiczna.
Mówisz, że Wasz najlepszy projekt to rodzina. Jaki jest podział ról w firmie?
Jak wchodzisz w poważny związek, tym bardziej małżeński to w jakimś stopniu rezygnujesz ze swojego „Ja” na rzecz „My”. W firmie mimo rosnącej liczby projektów staramy się pracować wspólnie, gdyż jesteśmy przekonani, że wtedy efekt jest najlepszy. Bliska jest nam maksyma JP II jeden drugiego brzemiona noście, na której opieramy nasze partnerstwo. Ten aspekt, a wraz z nim koncepcja służby są dla mnie ważniejsze niż autokreacja. Architektura ma służyć człowiekowi, a nie być pomnikiem twórcy. A prywatnie łącząc pracę zawodową z czwórką dzieci, będąc z sobą 24/7 to wiem, że bez bazy z której wyrasta nasze „My”, czyli chrześcijaństwa, to wszystko o czym mówimy by się nam nie udało.
Czy współpraca z Jordi Badią przy budynku WRiTV była dla Ciebie odkrywcza, pokazała inną perspektywę?
Przede wszystkim była to współpraca ze świetnym architektem. Było to także zderzenie z inną kulturą. Katalończycy żyją w przekonaniu, że muszą coś udowodnić światu, lecz nie jak Francuzi, w duchu Wielkiej Francji. Chodzi raczej o poszukiwanie piękna, jakości, poetyckiej relacji z przestrzenią. Zestawienie tego ze śląską szorstkością było bardzo ciekawe. Mieliśmy też ciężkie momenty, bo oni mają w sobie coś z konkwistadorów, ale przebrnęliśmy przez te kryzysy pozostając przyjaciółmi. Pozycja architekta jest u nich zupełnie inna, pracują w środowisku dużo bardziej przyjaznym dla dizajnu. Polski architekt łatwiej odpuszcza, ulegając klientom. Tu wspólnie mieliśmy świadomość, że musimy być konsekwentni w swoich decyzjach od początku do końca. Gdy słupy były za grube, walczyliśmy, aż udało się wymyślić smuklejsze.
Aranżowaliście tereny między powstającymi biurowcami Face2Face w Katowicach. Czy niska roślinność odpowie na potrzeby człowieka podczas skrajnie wysokich temperatur?
Zaprojektowaliśmy z Joanną sad wiśniowy, ale nie będą to wysokie drzewa. Cień będzie dawał sam budynek, choć zgodzę się, że drzewa chłodzą lepiej. W bardzo upalne dni zawsze można schować się do klimatyzowanego biura. Jeśli utrzyma się taka charakterystyka temperatur, będzie trzeba może postarać się o zadaszenia. Nie projektowaliśmy tego ogrodu z myślą o upale, raczej o wypoczynku i estetyce. Interesowało nas, jak będzie wyglądał w zimie, w śniegu, jaki układ ścieżek, zróżnicowanie pól widać będzie z góry. Dostaliśmy szczegółowe wytyczne do tego projektu z opisem najemców jako uśmiechniętych ludzi we flaneli, Millenialsów z brodami, dla których ważna jest równowaga między domem a pracą, relacje międzyludzkie. Cieszę się, że w hierarchii korporacyjnej pracownik nie zajmuje jak kiedyś 7. miejsca, zaraz za krzesłami biurowymi i nie jest postrzegany tylko jako maszyna do pracy. Moim zdaniem jest najważniejszy. Zauważamy także w naszej pracy, iż poszukiwanie pięknych rozwiązań, doznań czysto estetycznych z najwyższej półki stało się w Polsce czymś normalnym, choć jeszcze 15-20 lat temu było rzadkie.