Joanna Majczyk

Architektura jest dziedziną wybitnie polityczną, nawet jeżeli nie mówimy o tym wprost
W zawodzie architekta coraz częściej obiera się inne ścieżki niż projektowanie. Na rynku jest znacznie więcej miejsca na działania w zakresie pisania czy edukowania o architekturze. Jak sądzisz, czy specjalizacja z teorii albo krytyki architektury to coś, co mogłoby się sprawdzić w polskich realiach?
Jest duża rozbieżność między liczbą osób, które kończą studia architektoniczne, a tymi realnie pracującymi w zawodzie. Architektura zapewnia jednak dużą różnorodność. Można zajmować się i teorią, i praktyką, projektować obiekty o dużej skali i te mniejsze, np. wystawy. Program kształcenia, ustalany przez ministerstwo, jest jednak stricte praktyczny i nie przygotowuje absolwentów np. do pracy badawczej. Moim zdaniem na studiach brakuje spojrzenia bardziej interdyscyplinarnego, obejmującego zagadnienia kulturowe, społeczne, polityczne, psychologiczne itd. Szkoda, bo widzę dużą wartość w badaniu architektury właśnie przez architektów i architektki, mających odmienne doświadczenia.
Cofnijmy się zatem do wydarzeń z okolic lat 30., bo do tego okresu nawiązałyście wspólnie z Agnieszką Tomaszewicz, pisząc książkę Architekci i „paragraf aryjski”. Przypadek SARP-u (1934-1939). W jakiej kondycji był wówczas zawód architekta?
Paragrafem aryjskim w architekturze, czyli wykluczeniem osób uznanych za Żydów (używamy takiej formy, ponieważ o tym statusie decydowała specjalnie utworzona komisja) zajęłyśmy się m.in. dlatego, że widzimy wiele podobieństw między czasami współczesnymi a okresem tuż przedwojennym w Polsce. Tamte wydarzenia były pokłosiem burzliwej sytuacji politycznej w kraju, która rezonowała także wśród architektów. W okresie międzywojennym, po utworzeniu państwowości, podjęli oni intensywne próby utworzenia jednego, powszechnego stowarzyszenia w celu obrony swojego zawodu. Odłożono na bok konflikty i różnice, wiedząc, że najważniejszy jest wspólny interes. Zawód architekta nie był wówczas uregulowany, a większość budynków projektowali inżynierowie i budowniczowie. Wydziały architektury, których utworzenie było świetną inicjatywą tamtego okresu, każdego roku wypuszczały na rynek pracy wielu absolwentów, co wzmagało dodatkowo konflikt ekonomiczny między „starym” a „młodym” pokoleniem. Jednocześnie pod koniec lat 20. wybuchł światowy kryzys gospodarczy i uderzył w branżę budowlaną. Wtedy niechęć do architektów żydowskiego pochodzenia ujawniła się w pełni. Dzisiaj branża ponownie jest bardzo podatna na wydarzenia polityczno-gospodarcze, nastroje w Europie są coraz bardziej radykalne. Świat znów stoi na rozdrożu, a wśród młodych – również absolwentów architektury – rośnie niepokój. To wszystko, w połączeniu z obniżeniem prestiżu zawodu (niskie płace, bezpłatne praktyki), daje dość smutny obraz.
SARP, razem z Izbą Architektów, dalej są właściwie jedynymi organizacjami mającymi lub mogącymi mieć wpływ na kondycję naszej profesji. Co w latach 30. oznaczała przynależność do SARP-u?
SARP powstał w 1934 roku i wchłonął prawie wszystkie mniejsze organizacje skupiające architektów. Początkowo przynależność nie wiązała się z żadnym przywilejem, ale mając silną pozycję, instytucja nawiązała stosunki z władzami państwowymi i lokalnymi. To zaowocowało monopolem na prowadzenie pełnej procedury konkursów architektonicznych i urbanistycznych w Polsce. Wiązało się to oczywiście z wynagrodzeniami dla sędziów oraz pewnymi przywilejami dla laureatów (płacili trzy razy mniejsze daniny od tych, którzy do SARP-u nie należeli). Gdy organizacja okrzepła, uwidocznił się w niej silny ideologiczny podział na „prawicę” i „lewicę”, wybuchł antysemityzm.
Kim byli architekci „prawicy” i „lewicy”?
Poza stosunkiem do kolegów-Żydów, piętnowanych przez architektów prawicujących, różnili się spojrzeniem na rolę naszego zawodu. Architekci „prawicy” sądzili, że są kreatorami kultury narodowej, artystami, koordynatorami działań inżynierów oraz reprezentantów innych sztuk. Ci lewicujący uważali zawód za powołanie społeczne, a za pracę większej wagi – np. budowanie zdrowych i dostępnych osiedli mieszkaniowych. Architektura jest dziedziną wybitnie polityczną, nawet jeżeli nie mówimy o tym wprost. Wynika ona zarówno z naszych przekonań, jak i z systemu politycznego, w którym funkcjonujemy w danym momencie.
Konfrontacja z wydarzeniami, o których piszecie, bez wątpienia jest potrzebna. Co w niej było najtrudniejsze dla Ciebie?
Największym szokiem, poza skalą przemocy, była dla mnie cisza o charakterze systemowym. „Paragraf aryjski”, o ile w ogóle pojawia się w publikacjach, to w sposób oszczędny, w przypisie, na marginesie. W polskich pracach naukowych mamy tendencję do budowania pozytywnych historii, nierzadko z pominięciem „niewygodnych” faktów. Istnieje wiele opracowań o wybitnych architektach, nie mogą one jednak dać pełnego obrazu historii. W naszej książce staramy się spojrzeć na zawód szerzej, przez pryzmat grupy i zachodzących w niej procesów. Chciałabym, żeby nasze środowisko poznało tę przemilczaną historię. Mam nadzieję, że pozwoli nam to wspólnie się z nią zmierzyć.