Romuald Loegler
Dziś ważne są kwestie klimatyczne, tworzenie przestrzeni nie tylko przyjemnych, ale i zdrowych, umożliwiających budowanie i utrzymanie więzi międzyludzkich – o postmodernizmie, biennale architektury w Krakowie i potrzebie rozmowy z użytkownikami przestrzeni z Romualdem Loeglerem rozmawia Maja Mozga-Górecka.
Na Tetmajera 83 nie ma wielkiej skali ani typowej dla dużych obiektów handlowych bajeczności. Czy budynek powstał na przekór zasadom projektowania takich przestrzeni?
Powstawał w odpowiedzi na warunki zagospodarowania wynikające z zapisów planu miejscowego. Stąd jego skala. Pokazał, że nawet przy ściśle sprecyzowanych ograniczeniach skali stojących w opozycji do wymagań użytkownika można uzyskać pewien konsensus, z którego obie strony będą zadowolone. Działalność inwestora, wiodącej firmy meblarskiej, jest związana z edukacją estetyczną, obejmuje to współpracę z uczelniami i kształcenie odbiorców, więc pod względem jakości materiałowej i technicznej ta realizacja powinna być wzorcowa. Nie do końca pozwoliły na to okoliczności. Handlowcy nie wpisują się w zaproponowaną im scenerię. Estetyczny poziom wielu ekspozycji przeczy przesłaniu obiektu — uczenia dobrego gustu.
Nie żałuje Pan, że przestał być wydawcą „Architektury & Biznes”?
Z osobistego punktu widzenia, żałuję. Ale mam świadomość, że pewien czas w życiu jest przyporządkowany do wzmożonej aktywności a potem należy ustąpić i są to nieubłagane zjawiska. Żałuję, że nie mam wpływu na merytoryczną zawartość pisma i wolałbym się uchylić od oceny tego, jak jest teraz robione. Za moją decyzją stała potrzeba, by ten tytuł utrzymał się na rynku. Rozmawiałem z kilkoma wydawcami, ale stawiali warunek odstąpienia od polskości pisma. Nie mogłem się na to zgodzić. To nigdy nie było dochodowe przedsięwzięcie. Gdy powstawało nie było w Polsce żadnego pisma architektonicznego. Cechowała je wyraźna odmienność, wprowadziło inny język komunikowania się z odbiorcą, język, który przybliżał, czym jest sztuka zwana architekturą.
Bardzo natomiast żałuję tego, co się stało z „Architektem”, który wydawałem jako prezes krakowskiego oddziału SARP. Mój zastępca przekazał to pismo do zarządu głównego, spauperyzowało się i znikło. Szkoda, bo powinniśmy szukać ciągłości wartości kulturowych, które zostawiły po sobie poprzednie pokolenia.
Biennale Architektury w Krakowie organizował Pan po raz pierwszy w 1985 roku. Miało służyć wymianie intelektualnej ale też podniesieniu rangi zawodu architekta. Jak z tamtej perspektywy wyglądają współczesne założenia Biennale?
Czas, w którym inicjowaliśmy biennale nie dawał wielkich szans na wymianę intelektualną między Polską a zagranicą. Skoro nie mogliśmy nigdzie pojechać pojawił się dobry pomysł, by ściągnąć zagranicę do Polski. Ludzie się poznawali i potem utrzymywali kontakty, mogli dyskutować, konkurować, zdobywać dostęp do poglądów, myśli, doświadczenia kolegów. Dziś, jeśli chodzi o wymianę intelektualną, sytuacja jest inna. Natomiast w kwestii prestiżu zawodu – popularyzowania wiedzy architektonicznej, wciągania do dialogu odbiorcy – nadal jest to aktualna potrzeba.
Pana realizacje klasyfikowane bywają jako architektura high-tech, jednocześnie pojawiają się w nich problemy wykonawcze i techniczne. W kaplicy batowickiej stawiano stemple, prasa lokalna pisała o zagrożeniu bezpieczeństwa. W Operze Krakowskiej kwestionowano system oddymiający.
Kaplica stoi do dziś. Nikt nigdy nie zgłaszał mi problemów, o których pani mówi. A przecież takie sprawy zgłasza się najpierw do wykonawcy. Powłoka malarska, wykonana przez firmę Chemobudowa zamiast betonu barwionego w masie, mogła mieć skurcze termiczne. Ale nic się nie zawaliło. Mieszkańcy protestowali natomiast przeciwko stworzeniu tam krematorium i budowa została zablokowana. Jeśli chodzi o Operę Krakowską, projekt zabezpieczenia przeciwpożarowego przygotował były zastępca komendanta straży pożarnej. Znał strażaków, którzy odbierali projekt. Mówią mu: Stasiu, masz rację, wszystko tu odpowiada przepisom, my się zastanowimy. Po czym piszą negatywną opinię, dzięki której w sali może zgodnie z projektem przebywać 750 osób, ale tylko pod warunkiem, że dwóch strażaków będzie stało przy wyjściach ewakuacyjnych i otrzyma dodatek do wynagrodzenia. Chodziło o doinwestowanie straży pożarnej. To były absurdalne rzeczy. Zresztą mieliśmy spór sądowy i zostaliśmy oczyszczeni z zarzutów.
Zacytuję Pana: „Postmodernizm umożliwił humanizację późnego modernizmu, zwrócono uwagę na to, że człowiek jest podmiotem i odbiorcą architektury”. Czy dziś architektura nie potrzebuje znów takiego humanizującego impulsu?
Tak, lecz z innej perspektywy. Postmodernizm był czysto estetyczną odpowiedzią, antidotum na maszynową, modernistyczną przestrzeń, w której to zasięg ramienia dźwigu określał położenie budynków, te zaś miały fatalną jakość, jeśli chodzi o materiały i wykonanie. Współczesną perspektywę kształtują zagadnienia klimatyczne, tworzenie przestrzeni nie tylko przyjemnych, ale też zdrowych, umożliwiających budowanie i utrzymanie więzi międzyludzkich, a przy tym dogodnych dla użytkowników, również osób starszych czy niepełnosprawnych.